Jagoda Hernik Spalińska / SOKÓŁ I GOŁĄB, CZYLI DWIE FRIDY

Frida Niki Jastrun, reżyseria Jan Naturski, Teatr Współczesny, Kraków.

3 września na scenie Teatru Królewskiego w Łazienkach odbyły się dwa pokazy spektaklu Frida Teatru Współczesnego z Krakowa. Było to wydarzenie towarzyszące wystawie w Podchorążówce Kolor życia. Frida Kahlo, gdzie prezentowane były dwie martwe natury meksykańskiej malarki, powstałe w ostatnim okresie jej życia, gdy malowała już wyłącznie leżąc w łóżku. Wielka szkoda, że publiczność warszawska miała możliwość zobaczenia krakowskiego spektaklu tylko dwa razy, bo zasługuje on z pewnością na większą popularyzację.

Teatr Współczesny z Krakowa, założony i prowadzony przez Bartosza Jarzymowskiego, to jedna z tych scen, które są całkowicie nieobecne w recepcji recenzenckiej – traktowana niczym komercyjna maszynka do produkowania pieniędzy za pomocą spektakli, jak wiele takich scen w Polsce, a zwłaszcza w Warszawie. Tymczasem Teatr Współczesny – jak pokazał spektakl prezentowany w Łazienkach – przygotowuje przedstawienia o istotnej wartości artystycznej. Ja osobiście widziałam tam kilka lat temu adaptację Kamieni na szaniec. Było to przedsięwzięcie karkołomne, bo scena teatru mieści się na II piętrze kamienicy przy ulicy Wiślnej (w tej samej bramie, gdzie jest wejście na Scenę Kameralną Starego). Jest to jakby scenka pokinowa, czyli mała i wąska, z siedmioma rzędami krzeseł, dawna sala Teatru Satyry „Maszkaron”. Spektakl o Rudym, Alku i Zośce był typowym spektaklem „lekturowym” i na widowni oprócz mnie zasiadła wyłącznie młodzież ok. 17 roku życia. I mimo iż fabuła wymaga stworzenia napięcia, by widz odczuł i przeżył te wszystkie epickie wątki, co jest trudne w takich warunkach, to jednak podczas całego spektaklu panowała cisza jak makiem zasiał (z wyjątkiem końcówki, gdy słychać było ciche chlipanie i głośne wycieranie nosa – moje oczywiście, ale ono przykryło kilka innych).

Zgodnie z nazwą teatr chętnie umieszcza w repertuarze teksty współczesnych autorów, co jak na teatr prywatny, skazany niejako na komercję, jest godne szacunku. I właśnie współczesny tekst Niki Jastrun posłużył jako podstawa do spektaklu o Fridzie Kahlo. Nika Jastrun, mimo że poetka (jak samo nazwisko wskazuje, ale trudno coś o niej powiedzieć, poza tym, że publikowała wiersze w „Ypislonie”), stworzyła jednak tekst o ogromnym potencjale dramaturgicznym, który wskazuje na jej związki z teatrem albo nadzwyczajny słuch. Materiał ten umiał wykorzystać w sposób wrażliwy i pomysłowy reżyser Jan Naturski, a dwie młode, wyborowe wręcz aktorki – Honorata Sokół i Katarzyna Gołąb – wcieliły w życie.

Scena jest zamknięta wiszącymi z tyłu dwoma ogromnymi płótnami-malowidłami (scenografia: Elżbieta Bień). Na jednym jest coś na kształt kuli słońca, na drugim krwistoczerwony kształt przypominający albo serce w swoim anatomicznym kształcie, widoczne na jednym z obrazów Kahlo, albo embrion we wczesnej fazie rozwoju, z już zaznaczoną głową, lecz jeszcze bez wykształconych kończyn. Po lewej stronie wiszą jakby w powietrzu dwie duże puste ramy obrazów i stoi pochlapany farbą fotel. Po prawej stronie widzimy parawan, przed którym znajdują się krzesło i stolik, a z boku umieszczone jest dość duże lustro. Tam też stoją na podłodze, poopierane o sprzęty, średnich rozmiarów nieoprawione portrety Fridy Kahlo i sztalugi malarskie.

W pierwszej scenie pojawia się kobieta przypominająca strojem i charakterystycznym wiankiem na głowie Fridę Kahlo. Jej pierwsze słowa to „Malarstwo jest jak gówno, albo to się czuje, albo nie”. To piękne zdanie okazuje się opinią wygłoszoną wcześniej przez Toulouse-Lautreca. Kobieta cytuje dalej kolejne złote myśli, które wydali z siebie inni słynni malarze. Wreszcie oświadcza, że jest malarką, kobietą i nazywa się Kahlo, Cristina Kahlo, siostra Fridy. I tak poznajemy za jednym zamachem trzy aspekty sztuki: po pierwsze będzie to historia Fridy Kahlo, lecz przedstawiona w narracji jej siostry, po drugie siostra ta też była malarką, po trzecie to historia opowiedziana nie tylko z punktu widzenia siostry wybitnej twórczyni, ale też w imieniu kobiet, które w pierwszej połowie XX nadal odczuwały swój niższy status społeczny i słabsze szanse na rynku sztuki.

Zabieg przedstawienia życia Fridy Kahlo ustami jej siostry jest wręcz genialny dramaturgicznie, ponieważ eksponuje szereg napięć. Podobny zastosowała Bárbara Mujica – amerykańska pisarka, która wykładała na iberystyce na Georgtown University – w powieści Frida z 2001 roku, i ta powieść zapewne stała się podstawą głównej idei tekstu, czyli oddania głosu narratora siostrze wielkiej Fridy. Oglądamy więc nie tylko niezwykle barwną, atrakcyjną wizualnie historię życia słynnej malarki, lecz również ciekawą historię sióstr, które zamieniły się losami. Frida – starsza siostra, chciała być, jak sama stwierdza, „wykształconą kobietą” i studiować medycynę, a oprócz tego mieć rodzinę – męża, dzieci. Cristina – młodsza o 11 miesięcy, chciała być artystką i wcześnie zaczęła swoje próby malarskie. Ich losy potoczyły się dokładnie odwrotnie – w wyniku wypadku lokomocyjnego Frida, unieruchomiona w łóżku, musi porzucić marzenia o medycynie i z inspiracji ojca zaczyna malować. Wprawdzie wychodzi za mąż i zachodzi w ciąże, lecz nie jest w stanie ich donosić w wyniku anatomicznych zmian powypadkowych. Cristina zaś wychodzi za mąż, rodzi dwoje dzieci i porzuca malarstwo. Co więcej – gdy Frida staje po trzech latach na nogi, opuszcza łóżko i zaczyna się jej kariera malarska – odmładza się o te stracone trzy lata. Staje się wtedy młodszą siostrą Cristiny.

Ten zabieg sobowtórstwa jest stałym leitmotivem spektaklu. Cristina z czasem upodabnia się fizycznie do siostry, przejmując jej charakterystyczny sposób ubierania (wspaniałe kostiumy: Agata Wierzbicka). Ich bardzo bliski związek jest zaś w spektaklu zakończony wyznaniem Cristiny, że zdradziła siostrę z jej mężem Diegiem. W rzeczywistości związek Cristiny z Diegiem nie był jednorazowym incydentem i trwał latami, jednak na potrzeby dynamiki tej relacji, pokazanej w spektaklu, takie wyznanie jest lepszym sposobem na uwypuklenie tych nawzajem sobie ukradzionych losów. W ogóle dramaturgia tekstu jest bardzo misterna. Występują tylko dwie aktorki: Honorata Sokół gra cały czas Fridę, podczas gdy zaczynająca spektakl Katarzyna Gołąb jako Cristina (którą na początku bierzemy za Fridę) scala całość, odgrywając przed nami również Bibliotekarkę, Ojca, Diega oraz liczne kochanki Diega, które stawały się też kochankami Fridy. Cristina jednak gra te postaci trochę też jakby przed Fridą (aktorka nawet raz wychodzi z roli w metateatralnym zabiegu, mówi do siostry: „To teraz mam być Diego”), chwilami pojawiają się napięcia podobne do tych w Pokojówkach Geneta. Katarzyna Gołąb gra więc wszystkie występujące oprócz Fridy osoby, pozostając jakby nadal Cristiną i tylko zaznaczając rekwizytem, z kim mamy do czynienia. Są to na przykład wąsy, ostentacyjnie trzymane na patyku (jako Ojciec). Zaledwie jedna postać nie jest odgrywana przez Cristinę, a Katarzyna Gołąb oddaje jej tylko swój głos – jest to Lew Trocki. Relację Fridy z Trockim odegrano bowiem w planie lalkowym. Ta kapitalna scena ma silnie satyryczny charakter, ponieważ została napisana częstochowskim rymem. Jest tak zabawna, że budzi gromki śmiech na widowni, a kończy się zbliżeniem Fridy z Trockim, podczas którego Frida w uniesieniu erotycznym krzyczy: „Proletariat! Proletariat!”.

Spektakl obfituje też w kilka wyrazistych symbolicznych zabiegów, jak na przykład użycie czerwonej chusty w różnych rolach, gitary jako znaku miłości homoseksualnej kobiet

czy leitmotivu w postaci snu Fridy o spersonalizowanej śmierci, z końcowym przybraniem przez Fridę tego, opisywanego wcześniej kilkakrotnie, oblicza.

Czasem te symbole są lekko zamaskowane, jak w jednej z końcowych scen, gdy aktorki stoją naprzeciwko siebie, obie już w pełnym rynsztunku Fridy, i trzymając palety, nawzajem się malują. Poza samą czynnością malowania-stwarzania się nawzajem, mamy do czynienia z ukrytym symbolem – palety są koloru intensywnie czerwonej tkanki i mają kształt embrionu czy serca, który znamy z dekoracji. Dopiero w tym momencie uderza nas świadomość, że rzeczywiście paleta malarska ma kształt wczesnego embriona.

W scenie śmierci Fridy siostry wykonują La Lloronę, która jest starą pieśnią meksykańską o kobiecie opłakującej swoje dziecko („llorona” to płaczka).

Spektakl jest tak bogaty i pomysłowy – ale bez efekciarstwa – że można o nim napisać pracę magisterską. Budzi zachwyt na każdym swoim poziomie: tekstu, reżyserii, aktorstwa obu aktorek, kostiumów, dekoracji, muzyki, światła – wszystko jest dopracowane i jakby przeniknięte duchem tworzenia, autentycznego procesu twórczego. A jeszcze na dodatek aktorki nazywają się prywatnie Sokół – ta, która gra Fridę, i Gołąb – grająca Cristinę. To już jest za dużo!

Frida Autor: Nika Jasturn; reżyseria: Jan Naturski; scenografia: Elżbieta Bień; kostiumy: Agata Wierzbicka; obsada: Honorata Sokół, Katarzyna Gołąb. Teatr Współczesny w Krakowie premiera 27 sierpnia 2021 – pokaz w Teatrze Królewskim w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie 3 września 2023

Zdjęcia: pierwsze i siódme pochodzą z sesji zdjęciowej, a nie ze spektaklu.

Frida Kahlo, Dwie Fridy, 1939
olej, płótno, 173,5 × 173 cm, Museo de Arte Moderno, Meksyk