Tak się złożyło, że w tym tygodniu nie publikujemy recenzji przedstawień. Ogłaszamy tylko felieton Jarosława Komorowskiego o utonięciu w rzece obłąkanej Ofelii relacjonowanym przez Gertrudę w Hamlecie Williama Shakespeare’a i jego odbiciach w polskiej kulturze dziewiętnastowiecznej, począwszy od Romantyczności Adama Mickiewicza.

Lektura felietonu siłą rzeczy ewokuje modernistyczną dramatyzację tej sceny z Hamleta, napisaną w 1905 roku przez Stanisława Wyspiańskiego. Jej genezę ujawnił Wyspiański w liście do krytyka Stanisława Lacka: „Napisałem Śmierć Ofelii, to jest tę scenę, o której opowiada Królowa – tę scenę, gdzie Ofelia się topi. – Nie miałem nigdy zamiaru tej sceny pisać, ale scena ta mi się podobała.” Oczywiście Wyspiańskiego poruszyła dziewczyna dotknięta instynktem śmierci powiązanym z seksualnym pożądaniem, jak u Marysi z Wesela czy Laodamii. Dodał, że w 1890 w mediolańskiej La Scali widział tę scenę we francuskiej operze Ambroisego Thomasa Hamlet, ale przy pisaniu miał „w myśli rzeczywisty pejzaż”, niewątpliwie rodzimy, bo, jak zaznaczył, „z pewnej łąki nad rzeczką, wśród zarośli”.Jako pierwsza odegrała napisaną dla niej Śmierć Ofelii Jadwiga Mrozowska w warszawskiej Filharmonii 29 kwietnia 1907, z muzyką Zygmunta Noskowskiego – ojca Nosa z Wesela. Potem wykonywały ten monodram tak wielkie aktorki, jak Irena Solska, Stanisława Wysocka i Irena Eichlerówna. Obecnie jest przypominany sporadycznie. W roku 1980 w telewizji krakowskiej odegrała go jednak – niejako antycypując swój los – młoda wtedy, a zmarła siedem lat temu aktorka Starego Teatru – Magdalena Jarosz-Bradecka.
rw.