
Trzydzieści lat temu z okładem ukazały się w krytycznej edycji Leszka Kukulskiego Dzieła Wacława Potockiego, jednego z najznakomitszych poetów polskiego baroku. Trzy opasłe tomy (2100 stron druku), wydane w 1987 r. przez Państwowy Instytut Wydawniczy, okazały się – tak wówczas, jak i dziś – znakomitą, frapującą lekturą i zarazem kopalnią tematów, motywów, zagadnień i problemów, istotnych po części nie tylko dla drugiej połowy XVII wieku. Z góry też można było oczekiwać, że wśród setek utworów i tysięcy wersów sarmackiego „ogrodu nie plewionego” znajdą się motywy i nawiązania teatralne, czy szerzej widowiskowe. I rzeczywiście, owych teatraliów nazbierało się nieco, warto więc było wydobyć je i przypomnieć właśnie jako „okruchy” – bo nimi przecież w znakomitej większości są.
Różnorodne widowiskowe zdarzenia przywołuje Potocki bądź wprost, bądź też wykorzystując ich powszechną wówczas znajomość dla zastosowań metaforycznych. Przy czym z gatunków ściśle teatralnych obecna jest tylko opera i to pośrednio, poprzez problem śpiewaków-kastratów, których „stwarzaniu” był poeta zdecydowanie przeciwny:
Szczyry to wymysł, szczyra mówię bajka,
Młodym chłopiętom rżnąć dla głosu jajka.
(Na wałachy, t. I, s. 373 )
Jeszczem nie znał miłości, anim też był zwajca,
Tylko żem pięknie śpiewał, urżnięto mi jajca.
Tam do diabła z muzyką!
([Nagrobek] śpiewakowi, I 442)
Migawkowo pojawiają się w kilku wierszach widowiska kolędników oraz mięsopustne, czyli karnawałowe maskarady:
W dzień Szczepana świętego, gdzie żacy zwyczajni
Śpiewają: jako Chrystus urodził się w stajni,
Jako go święta Matka położyła w żłobie.
(Straszny a prawdziwy przykład w r. 1682, II 284)
Trzech Króli też na bezrok aże święto będzie,
Kędy zwykle z gwiazdami chodzą po kolędzie.
(Do jednego ksiądza inamorata, II 550)
Jest gwiazda, jest i „turoń”, ale przybrany po wilczemu:
Miłe doma – powiadasz, mój drogi sąsiedzie;
Wżdy nie wiem, częściej li kto nad cię z domu jedzie. […]
Włóczysz po trybunałach, jako po kolędzie
Z wilczą skórą, bo żaden bez ciebie nie będzie.
(Miłe doma, na toż czwarty raz, III 63)
Mięsopustna maszkara: na głowie peruka,
Pod peruką czupryna. Ni koza, ni suka.
(Na toż ósmy raz, III 266)
Grupę najliczniejszą stanowią wzmianki o niedźwiednikach i ich uczonych pupilach. Potwierdzają one ogromną w dobie staropolskiej popularność występów tresowanych misiów, chowanych przy magnackich dworach i wodzonych po jarmarkach, gdzie tańczyły do wtóru dud, szałamai czy multanek. To fenomen, któremu warto będzie poświęcić osobny felieton, teraz jednak oddajmy głos Potockiemu:
Tańcują też po dudkach, to prawda, niedźwiedzie,
Kiedy im w nos żelazne wędzidło zawiedzie;
Tańcują, lecz pod kijem po staremu mruczą,
Ani się mówić, ani czytać nie nauczą.
(Różność ludzkiej od zwierzęcej natury, II 640)
Jeśli dla tańcu, czemu raczej nie do Wilna,
Kędy po szałamajach niedźwiedź pląsze dziki.
(Do jednego peregrynanta, I 571)
Prowadzanie wyedukowanych niedźwiedzi na łańcuchu, przewleczonym przez kółko umieszczone w nozdrzach, dało początek powiedzeniu „wodzić kogoś za nos” i pozwalało błyskotliwie nawiązywać do stosunków małżeńskich:
Za nos się żonie wodzić dasz, jako niedźwiedzie
Wodzą! Żałuję wielce, mój miły sąsiedzie.
Jeszczeż niedźwiedziom zwykli do tańcu więc grywać,
A ty jej bez muzyki musisz nadskakiwać.
(Za nos go żona wodzi, III 47-48)
Nie niedźwiedzie, nie byki, nie zuchwałe konie,
Ale mąż drugi za nos da się wodzić żonie,
Choć mu nie zawiedzie weń obręczy żelaznej.
Pierwszym takiego można liczyć między błazny.
(Za nos ciągnąć albo wodzić, na toż drugi raz, III 107)
Chodzenie z niedźwiedziem po odpustach i jarmarkach z reguły przynosiło właścicielowi wysokie dochody – powstało zatem porzekadło „niedźwiedź zdechł, dudy w miech”, oznaczające nagły koniec dobrego interesu. U Potockiego pojawia się ono dość nieoczekiwanie w Dialogu o Zmartwychwstaniu Pańskim, w wersji „niedźwiedź zdechł, dudy o ziemię” (I 630). A także w Poczcie herbów przy okazji herbu Rawicz (panna na niedźwiedziu), gdzie posłużyło jako punkt wyjścia dla iście barokowej refleksji o kondycji ludzkiej:
Zdechł niedźwiedź, więc o ziemię dudy i multanki,
Spadło masło, jak mówią, niedźwiednikom z grzanki.
Niedźwiedziem każdy człowiek, zwłaszcza pyszny; dudy,
Co mu grają, póki tchnie, świeckie są obłudy,
Świeckie myśli, afekty w skazitelnym ciele:
Po tych tańcuje, po tych człek wyprawia trele;
Niedźwiednik diabeł: kto mu za nos da się wodzić,
Musi po jego woli na łańcuchu chodzić.
(Z okazjej niedźwiedzia, III 409)
Najbarwniejszy z widowiskowych obrazków Potockiego, także jarmarcznej proweniencji, to przestroga przed oszukańczymi atrakcjami i kuglarzami wyłudzającymi pieniądze od naiwnej publiczności:
Widząc frant, że się ludzie dziwią leda czemu,
Rozkazał na jarmarku obwołać woźnemu,
Że takiego na swojej stajni konia chowa,
Co ma w tym miejscu ogon, gdzie miała być głowa.
Kto chce widzieć, gdzie nowo wystawiona buda
Przyszedszy o dziewiątej, szóstak na to uda.
Nazajutrz, gdy się zbiegli różni ludzie z obu
Stron miasta, kuglarz, konia za ogon do żłobu
Uwiązawszy, szóstaki wybiera jak myto.
Każdy idzie, plunąwszy: bogdaj cię zabito!
Lecz że nikt sam nie chciał być miany za prostaka,
Żeby drugich nie przestrzegł, odżali szóstaka.
(Jeden błazen tysiąc błaznów urobi, I 265-266)
Jedno co zwraca uwagę, to zupełny brak w tym ogromnym zasobie słynnego barokowego konceptu „świat jest teatrem, aktorami ludzie” (żeby zacytować Shakespeare’a). Pojawia się wprawdzie Pan Bóg, który jest „spektatorem oraz tej gry sędzią” (Człowiek igrzysko boże, II 28), ale nie chodzi tu o spektakl, lecz o partię szachów, rozgrywaną przez śmiertelników na szachownicy świata. Cóż, dawni poeci niekoniecznie musieli się stosować do naszych stereotypowych wyobrażeń o ich epoce.