Justyna Kozłowska / WSPOMNIENIA AZJATYCKIEGO BEETHOVENA

fot. Krzysztof Bieliński

Zesłanie czyli anty-tragedia syberyjska, według Wspomnień Konstantego Wolickiego z czasów pobytu w cytadeli warszawskiej i na Syberii, reżyseria Mikołaj Grabowski, Teatr Ateneum w Warszawie.

Swoim najnowszym spektaklem prezentowanym w Teatrze Ateneum Mikołaj Grabowski nie dotyka bezpośrednio tragedii Ukrainy – idzie dalej, głębiej. Reżyser, uczeń i inscenizator Witolda Gombrowicza spojrzał na Rosję niejako jego oczami i tworząc nową odsłonę obrazu z cyklu Inny świat, namalował go w barwach tragikomicznych. Oglądając Zesłanie czyli anty-tragedię syberyjską, widz skupia swoje myśli na próbie ogarnięcia natury rosyjskich agresorów, których działanie niezmiennie od wieków przebiega tak samo.

fot. Krzysztof Bieliński

Grabowski sięgnął po wspomnieniowy tekst Konstantego Wolickiego wydany w 1876 roku we Lwowie. Wolicki był polskim inteligentem, zawodowym muzykiem wykształconym w Paryżu, a także uczestnikiem powstania listopadowego. Jednak nie ta działalność stanie się przyczyną wysłania go na Syberię. Trafi tam za pomoc znajomemu w ucieczce. Człowiek ów należał do partyzantki pułkownika Józefa Zaliwskiego, który po upadku powstania listopadowego wysłał do kraju emisariuszy w celu wzniecenia kolejnej walki. Wolicki udzielił mu wsparcia i trafił za to do Cytadeli Warszawskiej, która stała się dla niego preludium do poznania okrucieństwa Moskali. Następne kilka lat spędził w nieprzyjaznym klimacie syberyjskim w Tobolsku i w Omsku. Dostał się tam tą samą drogą i sposobem, jak przed nim i po nim tysiące jego rodaków: kibitką i pieszo, będąc zakutym w kajdanach. Jednak w przeciwieństwie do większości z nich na zesłaniu spotkało go niespodziewane szczęście, ponieważ napotkał dawnego znajomego ojca, dzięki któremu otrzymał pracę kapelmistrza orkiestry w syberyjskim mieście. Nie doświadczył więc największych okrucieństw na własnej skórze, ale był ich świadkiem, a do tego doskonałym obserwatorem i uważnym słuchaczem historii opowiadanych mu przez innych zesłańców.

Tekst Wolickiego należy do tych z gatunku niesłusznie nieznanych i jest niestety zdumiewająco aktualny. Napisany z lekkością, bogaty pod względem językowym, bardzo plastyczny w opisie i działający na wyobraźnię czytelnika. Wolicki nie pisze jednorodnie. Ma poczucie humoru, bywa sarkastyczny, ironiczny, również wobec siebie samego. Czasem wprowadza poetyckie obrazy przyrody, realistyczne opisy syberyjskich miejsc i naturalistyczne opisy okrucieństwa Moskali. To bogactwo literackie wykorzystał Grabowski, wprowadzając w tytule spektaklu dopowiedzenie: „anty-tragedia syberyjska” i jest to posunięcie niewątpliwie uzasadnione, ponieważ by przeżyć Syberię, trzeba było nabrać dystansu, a absurd i zło zwyciężyć, ośmieszając je.

Tak też rozegrana jest pierwsza scena przedstawienia, bardzo statyczna. Nie ma jej w książce Wolickiego, ale mogła się zdarzyć po jego powrocie z Syberii w rodzinne strony. Przy dużym stole siedzi cała szóstka aktorów, która wydaje się tworzyć po prostu rodzinę wspominającą los jednego ze swoich. Tymczasem każdy z nich – trzech aktorów i trzech aktorek – jest po trosze Konstantym Wolickim wspominającym swój przesiedleńczy wyrok. Aktorzy wypowiadają słowa Wolickiego, a więc odgrywają jego rolę, i w tej scenie wyraźnie przoduje Jakub Pruski. Ten młody aktor doskonale wpisuje się w ukazaną naiwność i niedojrzałość Konstantego, a może po prostu jego głupotę. Bojąc się tropiącego go carskiego urzędnika, klucząc w zeznaniach, w końcu przyzna się jednak, że widział zbiegłego emisariusza. Pruskiemu udaje się oddać charakter narratora, który sam chyba po latach wciąż nie dowierzał, jak mógł popełnić taką głupotę. Przestraszony, zrezygnowany, ze spuszczoną głową, sceniczny bohater wpada nagle w euforię, gdy do głowy przychodzi mu pomysł przechytrzenia carskiej władzy. Przekonany o sukcesie, opłaca nawet swój wyjazd do Warszawy, nieświadomy, że celem będzie Cytadela.

fot. Krzysztof Bieliński

W Tobolsku Wolicki (grany przez Łukasza Lewandowskiego) zostaje kapelmistrzem. Jego orkiestra składa się z więźniów i przesiedleńców różnych narodowości, biednie wyglądających i w kwestii muzyki niewiele potrafiących. To jednak nie przeszkadza, by nowo mianowany szef orkiestry poczuł się wielkim artystą. Lewandowski wpada w szał dyrygencki, wymachując efektownie pałeczką. W wielkim natchnieniu nazywa siebie azjatyckim Beethovenem i staje się tobolską gwiazdą.

fot. Krzysztof Bieliński

Zarówno we wspomnieniach Wolickiego, jak i w spektaklu, wybrzmiewa używanie zamienników dla słów: „Rosja”, „rosyjski”. Są nimi: „Moskwa” oraz „język moskiewski”. Moskale i ich kraj – przez wymyślne okrucieństwa i wypaczone egzekwowanie prawa – w świadomości Wolickiego sytuują się w kulturze azjatyckiej, a nie europejskiej. To rozpoznanie jest czytelne zarówno w opisie stosowanych kar, funkcjonowania urzędów, boskiego pojmowania cara, jak i organizacji nauki czy też kultury życia codziennego.

W spektaklu wykorzystano opis przywiązania mieszkańców Syberii do pluskiew i prusaków oraz walkę toczoną przez Polaków z tymi insektami. Powstała w ten sposób jedna z lepszych scen z Dorotą Nowakowską w roli głównej, a właściwie jej występ solowy, coś na kształt monodramu czy stand-upu. Grając komediowo, z zaangażowaniem, aktorka z lekkością przedstawiła traktat o robactwie. Wspaniale operując słowem, gestem i mimiką, pozwoliła zobaczyć widzom przechodzące z domu do domu rzędy pluskiew oraz efektownie zmiażdżonego karalucha.

Grabowski, idąc śladem Wolickiego, tworzy wielopłaszczyznowy portret Rosji. Na scenie pojawia się m.in. analiza systemu edukacji, opierającego się na propagandzie wielkomocarstwowości Rosji. Z charakterystycznym poczuciem humoru i wyczuciem absurdu, Wolicki pisze o uczniach powtarzających, że „cała Europa początkowo należała do Moskwy” i że „niektórzy carowie przez dobroć swoją pozwolili niektórym kraikom obrać sobie królików i radzić się samym”. Na pytanie zaś, które narody nie posiadają ojczyzny, uczeń odpowiada: „Żydzi, Cyganie i Polacy”. Autor wspomnień był przygotowany na zarzut tworzenia stereotypów i ich kolportowanie. Na scenie również usłyszymy odpowiedź ewentualnym malkontentom. Są to słowa wypowiedziane cicho i bardzo serio przez jednego z aktorów: „Niedowiarku, bąknij tylko w Polsce słówko przeciw carskiemu rządowi, a niewątpliwie przejedziesz się bez kosztu na Syberię i ujrzysz te dziwy”.

fot. Krzysztof Bieliński

Aktorzy ubrani są w czarne stonowane i uniwersalne stroje (autorstwa Zuzanny Markiewicz). Wyjątek stanowi kostium Marii Ciunelis. Aktorka nosi czarną suknię oraz czepek charakterystyczny dla XIX wieku, przypominający o czasach nieznacznie późniejszych względem rozgrywającej się akcji. Swoim wyglądem Ciunelis przywołuje bowiem wspomnienie kobiet, które w latach sześćdziesiątych XIX wieku przywdziewały czarny strój na znak żałoby narodowej i prywatnej, ponieważ ich mężowie i synowie zginęli lub zostali wywiezieni właśnie na Syberię.

Czerń strojów aktorów kontrastuje z bielą scenografii, której podstawą są dwa ruchome bloki swobodnie układające się w ściany (autorką scenografii jest także Zuzanna Markiewicz). Nie sposób nie wspomnieć także reżyserii światła Michała Grabowskiego. Oświetlanie i wyciemnianie postaci, podkreślające ich kontury, tworzy piękne sceniczne obrazy, a wszystko to, połączone z mocną muzyką Olgi Mysłowskiej, współgra z tempem spektaklu.

fot. Krzysztof Bieliński

Sprzężenie tych elementów jest ważne dla najbardziej poruszającej części spektaklu: „knutowania”. Knut to rodzaj bicza, ulubione narzędzie rosyjskich katów, samo zaś knutowanie zapowiadane jest jako widowisko ogłaszane bębnami i przyciągające dużą publiczność. Jak mówi Wolicki ustami Łukasza Lewandowskiego: „nie widzieć knutowania w Moskwie, byłoby to samo, co będąc w Rzymie, nie widzieć papieża”. Biczowanie zagrane jest symbolicznie, ale bardzo poruszająco. Z offu słychać dochodzące świsty knuta. Jakub Pruski, jako skazaniec, leży w ubraniu na ławce, a z jego ciała Dorota Nowakowska ściąga czerwoną wstążkę, będącą „wyrwanym knutem ciałem”. Knutowanie nadzoruje lekarz (Janusz Jagodziński), sumiennie pilnujący, by skazany nie zmarł w trakcie wymierzania kary, ponieważ ma odebrać ją w całości. Całej tej scenie towarzyszy niepokojąca muzyka i rytmiczne, taneczne ruchy reszty aktorów (wśród których prym wiedzie Katarzyna Ucherska).

fot. Krzysztof Bieliński

Nieporozumieniem zaś wydaje się prezentacja funkcjonowania słynnej moskiewskiej kibitki – telegi. Niewygodna, trzęsąca jazda z nogami wchodzącymi w brodę podróżnego, pokazana została przez Ucherską i Pruskiego z wykorzystaniem ruchów sugerujących uprawianie seksu (?), co wydaje się mało wyszukane.

Powstał ważny i potrzebny spektakl, mówiący o trudnej teraźniejszości w szerszym, historycznym ujęciu, które zawsze zapewnia lepszą perspektywę widzenia. Pozostaje jeszcze mieć nadzieję, że przyczyni się także do ponownego wydania wspomnień Konstantego Wolickiego.

Zesłanie czyli anty-tragedia syberyjska Autor: Konstanty Wolicki; reżyseria, adaptacja i ruch sceniczny: Mikołaj Grabowski; scenografia i kostiumy: Zuzanna Markiewicz; muzyka: Olga Mysłowska; reżyseria światła: Michał Grabowski. Teatr Ateneum w Warszawie, premiera 22 kwietnia 2023.