Karol Zimnoch / PRZEMIANY LALEK

V Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych – Metamorfozy Lalek w Białymstoku.

Pomiędzy 19 a 24 czerwca 2023 za sprawą Białostockiego Teatru Lalek odbyła się piąta edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek dla Dorosłych. Piąte Metamorfozy Lalek przyciągnęły wysokiej klasy zespoły nie tylko lalkarzy. Widzowie mieli okazję obejrzeć przedstawienia teatrów z Izraela, Francji, Czech, Holandii, Litwy, Ukrainy oraz Hiszpanii. Ze scen krajowych należy przywołać – oprócz organizatorów – Opolski Teatr Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki, Malabar Hotel, Latarnię, Teatr Miejski Miniatura czy Grupę Wolność. Tegoroczne Metamorfozy Lalek – jak podkreślali organizatorzy – stały się wyjątkowe i to z dwóch powodów. Była to bowiem pierwsza edycja zorganizowana po pandemii. Dodatkowo tegoroczny festiwal miał wyjątkowy status, gdyż połączone z nim zostały obchody siedemdziesięciolecia założenia Białostockiego Teatru Lalek. W związku z tym w programie festiwalu znalazło się wiele dodatkowych wydarzeń uświetniających jubileusz BTL-u.

Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych w Białymstoku – choć jego tradycja sięga 2015 roku, co plasuje go wśród najmłodszych w naszym kraju – to jeden z najważniejszych przeglądów tego typu w Polsce. Po tegorocznej, piątej, edycji festiwalu myślę, że śmiało można wymieniać Białystok jednym tchem z innymi miastami, w których organizowane są analogiczne spotkania, jak Warszawa (Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych – Lalka też Człowiek), Bielsko-Biała (Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej) czy Toruń (Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek – Spotkania). Organizatorzy podkreślają, że ideą przewodnią toruńskiego wydarzenia jest prezentacja lalkarskiej sztuki teatralnej dla dorosłych oraz odczarowywanie przekonania, że lalki, maski, kukiełki i marionetki mogą podobać się wyłącznie młodszej publiczności. Białystok, a dokładnie białostocka filia Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, jest jednym z zaledwie dwóch ośrodków w Polsce, które kształcą lalkarzy. Nie powinno więc dziwić, że wspomniany festiwal ma miejsce właśnie tutaj. Warto również zwrócić uwagę na drugi przegląd organizowany przez Białostocki Teatr Lalek – Festiwal Szkół Lalkarskich LALKANIELALKA, który w poprzednim roku doczekał się 20 edycji. Wydarzenie to nastawione jest jednak przede wszystkim na aktorów, reżyserów i techników teatralnych chcących podzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą.

Tegoroczna edycja Metamorfoz Lalek trwała osiem dni. Codziennie od godzin popołudniowych aż po wieczorne na trzech scenach Białostockiego Teatru Lalek zespoły aktorskie z Polski i świata prezentowały swoje przedstawienia. Łącznie zagrano aż dwadzieścia dwa spektakle. Towarzyszyło im również sześć innych wydarzeń kulturalnych.

Białostocki Teatr Lalek pokazał dziewięć różnych inscenizacji. Festiwal zainaugurowali Szewcy Stanisława I. Witkiewicza. Reżyser Konrad Dworakowski oraz scenarzystka Marika Wojciechowska zdecydowali się na śmiały i nieoczywisty krok, przedstawiając „naukową sztukę ze «śpiewkami»” w estetyce industrialnego klubu techno z totalitarnym twistem w postaci kamer nagrywających to, co dzieje się na scenie i ekranu ukazującego zarejestrowane sekwencje z różnych perspektyw. Efekt doświadczenia klubowego potęgowały analogiczne do przestrzeni elektroniczna muzyka Piotra Klimka, a także stroje postaci, w których dominowała czarna skóra i równie czarny lateks. Reżyser zaprosił Witkacego na imprezę BDSM do klubu techno w rodzaju berlińskiego Berghain. Szarość industrialnego betonu przełamywała czerwień sztandarów, na których pobłyskiwały gwiazdy, orły oraz połamane swastyki Dziarskich Chłopców. Aktorzy udźwignęli ciężar trudnego tekstu Witkacego, zwłaszcza pochwalić trzeba odtwórców Sajetana (Adam Zieleniecki), Księżnej (Magdalena Ołdziejewska) oraz Prokuratora Scurvy (Błażej Piotrowski). Godna zapamiętania jest również kukła-sobowtór Adama Zielenieckiego, która w pewnym momencie została zaciągnięta na szafot i powieszona. Szewcy w BTL-u to z pewnością wciągająca opowiastka historyczno-socjologiczna z wyeksponowanym wydźwiękiem klasistowskim i dialektycznym. Reżyser oddał proroctwa i lęki Witkacego, ale Czystej Formy w tym politycznym spektaklu nie dostrzegłem.

Z repertuaru Białostockiego Teatru Lalek można było zobaczyć także Hotel Ritz. Musical. Ów spektakl był nie lada wydarzeniem w czasie swojej premiery 18 listopada 2022, ponieważ wszystkie bilety zostały wyprzedane już w dniu jej ogłoszenia, co się zasadniczo w stolicy Podlasia nie zdarza. W przedwojennym Białymstoku rzeczywiście istniał hotel Ritz, który został zniszczony w czasie drugiej wojny światowej. Od niedawna stał się symbolem utraconej białostockiej tożsamości, który wykorzystywany jest do różnych celów. Liczyłem, że podobnie będzie i w tym przypadku – że przywołanie wielkiego nieobecnego będzie okazją do poszukiwania sedna naszej lokalnej wspólnoty. Ritz dla autorki i reżyserki sztuki Joanny Drozdy okazał się jednak tylko pretekstem do opowiedzenia niezbyt spójnej, banalnej historii o zaginionej szkatułce oraz miłości boya i pokojówki. Co to ma wspólnego z poszukiwaniem czy preparowaniem białostockiej tożsamości? Tyle, co wybiegający na scenę tancerze przebrani za Rasputina i Charliego Chaplina, czyli niewiele. Hołdem w stronę lokalności okazały się trzy powracające żarty: o nadużywaniu przyimka „dla”, klubie sportowym Jagiellonia oraz sławnym trunku podlaskich bimbrowników nazywanym Duchem Puszczy. Przedstawienie Hotel Ritz. Musical to zmarnowany potencjał świetnego zespołu aktorskiego i muzycznego BTL-u. Po co w tytule stawiać akcent na lokalność, której się potem nie wykorzystuje? Mnie to rozczarowało, chociaż były owacje na stojąco.

Nieoczekiwanie zdecydowanie lepszym musicalem okazała się prezentowana dwa dni później młodzieżowa sztuka Partycja – królowa sieci. Cybermusical autorstwa i w reżyserii Michała Walczaka miał wszystko to, czego zabrakło Ritzowi – angażującą i spójną fabułę, ciekawe aranżacje muzyczne Andrzeja Izdebskiego, wyszukany humor, a nawet zręcznie wykorzystany wątek lokalny. Kierowana do młodzieży historia o ósmoklasistce ratującej świat przed złą cybersyreną (Agnieszka Sobolewska), chcącą przykuć wszystkich do ekranów komputerów, okazała się bardzo ciekawą próbą przetworzenia czasów pandemicznej izolacji przez pryzmat spojrzenia dojrzewającego człowieka. Cybermusical jest jak kuracja muzyką i humorem, którego największym apologetą pozostaje niezastąpiony Michał Jarmoszuk w kreacji cyborga Librusa. Bardzo ciekawym efektem stworzonym przez Walczaka było nagromadzenie słów związanych z przestrzeniami wirtualnymi w dyskursie bohaterów. Pozwoliło to na nawiązanie prawdziwej więzi z młodą publicznością oraz jeszcze większą – nomen omen – immersję.

Prawdziwą gratką okazały się jednak pokazy dwóch spektakli, które miały premiery w czerwcu bieżącego roku. Mam tu na myśli Zemstę Aleksandra Fredry w reżyserii Pawła Aignera oraz monodram Pustostany w reżyserii Waldemara Wolańskiego. Obu przedstawieniom poświęciłem oddzielne recenzje, dlatego czytelników odsyłam do moich wcześniejszych publikacji na portalu Teatrologia.info/pl.

Jeśli chodzi o przyjezdne krajowe teatry, z pewnością na uwagę zasługują co najmniej dwa ich spektakle. Pierwszy to Troja. Wojny nie będzie! w reżyserii Anny Wieczorek Opolskiego Teatru Lalki i Aktora, skądinąd omawiany również na łamach „Teatrologii.info/pl”. Ta inscenizacja była świetnym przetworzeniem eposu Homera o zagładzie Ilionu z perspektywy Kassandry (w tej roli świetna Aleksandra Mikołajczyk) i jej rodziny. Reżyserka, nie ingerując zbytnio w fabułę antycznego dzieła, przedstawiła coś zupełnie odwrotnego niż będącą punktem wyjścia apoteozę wojny, honoru i męstwa Achajów. Niezwykle aktualne pozostały pytania o sens czy piękno przelewu krwi. Opolski teatr zapewnił widzom przedstawienie, w jakim nie brakło słowa, tańca, śpiewu oraz sztuki lalkarskiej. Wszystko to w metanarracyjnej formie, która choć momentami umożliwiała udany humor, pod koniec przedstawienia poruszyła swą powagą .

Innym spektaklem godnym uwagi był monodram Beton Teatru Miejskiego Miniatura w reżyserii Michała Derlatki. Utalentowany aktor i lalkarz Wojciech Stachura wcielił się w rolę architekta gdańskiego Falowca, który mierzy się z etycznymi rozterkami oraz zagięciami czasoprzestrzeni. Zgrabnie przedstawione na scenie za pomocą licznych rekwizytów, lalek i rzutnika (scenografia i lalki są dziełem Stachury) przemieszczanie się bohatera po najdłuższym zbudowanym w PRL-u budynku z wielkiej płyty było jednocześnie poruszaniem się po przyszłości. Architekt w ten sposób konfrontował się ze swoimi wyborami oraz ich konsekwencjami. Osią fabuły był właściwie dylemat, czy bohater ma współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa i donieść na swojego kolegę z roku na Wydziale Architektury. Przedstawienie, choć z początku dosyć wolno nabierało tempa, zdecydowanie warto było zobaczyć także ze względu na duże umiejętności aktora wcielającego się w najróżniejszych mieszkańców gdańskiego Falowca. Beton to podróż do PRL-u niczym powtórka z serialu telewizyjnego Alternatywy 4, tym razem jednak w tonacji serio pokazująca mroczne oblicze systemu komunistycznego.

Świetnie zaprezentowały się również teatry spoza naszego kraju. Myślę tu przede wszystkim o francuskim zespole Plexus Polaire, który pierwszego dnia festiwalu zaprezentował spektakl Dracula – Sen Lucy (reżyseria Yngvild Aspeli). Przedstawienie miało charakter pantomimy o mrożącej krew w żyłach historii uwiedzenia dziewczyny przez wampira, w gotyckiej i onirycznej estetyce. Cóż to było za widowisko! Francuscy aktorzy dali popis swoich niesamowitych umiejętności sztuki lalkarskiej, prezentując serię różnych scen, których choreografia, rozmach i artyzm wydawał się niemożliwy do osiągnięcia przez pięcioosobowy zespół. Wartym wyróżnienia był też spektakl holenderskiego teatru TAMTAM objektentheater Wspomnienia z przyszłości. Fake news dla Marsa (twórcy, budowniczowie i performerzy Gérard Schiphorst i Marije van der Sande). O ile sama fabuła streszczona jest właściwie w tytule przedstawienia, o tyle technika, którą posługiwał się dwuosobowy zespół, zrobiła na mnie wrażenie. Za pomocą trzech kamer ustawionych na stole performerzy wyświetlali na dużym ekranie to, co manualnie wykonywali. Dzięki temu malutkie zabawki, przedmioty codziennego użytku czy zwyczajne śmieci stawały się ogromnymi modelami i aktorami w tworzeniu futurystycznej, katastroficznej wizji naszej planety. Przypominało to instalacje Władysława Hasiora, wątpię jednak, by w grę wchodziło celowe nawiązanie. Również monodram Night Call mógł wywrzeć na widzach spore wrażenie. Spektakl dwóch ukraińskich artystek – Lesii Marii Pasichnyk (reżyseria) oraz Darii Holovchanskiej (gra aktorska) – opowiadał o samotności, egoizmie oraz złu, które wypełnia człowieka. Pomijając nawet historię Emila Bartona, warto było monodram zobaczyć ze względu na duże umiejętności lalkarskie, jakie zaprezentowała młoda aktorka.

Piąta edycja Metamorfoz Lalek dostarczyła jeszcze wielu innych kulturalnych atrakcji. Dzięki połączeniu festiwalu z obchodami jubileuszu BTL-u akcent został położony na historię i osiągnięcia tej instytucji. Festiwal był też świetną okazją, aby obejrzeć najnowsze premiery wspomnianego teatru, ponieważ została zaprezentowana większość z nich. Przyjezdne zespoły nie musiały się obawiać konfrontacji, gdyż poziom wszystkich teatrów był naprawdę wysoki. Lalki z Polski i ze świata ożyły na scenach białostockiego teatru, zapewniając widzom aż osiem dni ekscytujących – na ogół – przeżyć.