Karol Zimnoch / TWARDY ORZEŁ DO ZGRYZIENIA

Wyzwolenie Stanisława Wyspiańskiego, reżyseria Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin w Supraślu.

O Wyzwoleniu Stanisława Wyspiańskiego można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest to utwór prosty w interpretacji – zarówno dla artystów, jak i publiczności. Teatr Wierszalin podjął jednak rękawicę rzuconą przez „czwartego wieszcza”, przenosząc kalejdoskop symboli polskiej tożsamości w realia XXI wieku, z pytaniami o jego aktualność. I odważny był to – nawiązując do treści dramatu Wyspiańskiego – „czyn”.

Wyzwolenie w reżyserii Piotra Tomaszuka zaprezentowane przez zespół supraskiego Teatru Wierszalin to przedstawienie osobliwe. Dość powiedzieć, że widowisko rozpoczyna się od wrzucenia na scenę butów, za którymi przychodzi zaraz artysta-Konrad – w tej roli fenomenalny Rafał Gąsowski, którego zdążę jeszcze pochwalić w dalszej części recenzji. To, co robi na scenie, jest co najmniej zaskakujące, gdyż rozpoczyna on swój monolog, obierając kapustę i kładąc sobie jej liście na szyję, co ewidentnie poprawia jego suchotniczy kaszel. Całe przedstawienie utkane jest z podobnych osobliwości, przypominających zresztą trochę estetykę Ślubu Witolda Gombrowicza w reżyserii Eimuntasa Nekrošiusa, granego niegdyś w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Piotr Tomaszuk nie ułatwił zadania sobie oraz publiczności, ponieważ wprowadził pewne zmiany w tekście, skracając go lub rozciągając w określonych miejscach. Takie skróty myślowe oraz przeciągnięcia widać szczególnie w drugim oraz trzecim akcie. Pomimo to supraskie Wyzwolenie zdaje się być tak blisko tekstu utworu, jak tylko jest to możliwe. Akt drugi – w tekście zdecydowanie najdłuższy, gdyż Konrad rozmawia na scenie z ponaddwudziestoma różnymi Maskami, w czasie których to dywagacji rozważa obraz Polski, świata oraz sztuki – został skondensowany do kompilacji kilku chyba najważniejszych dialogów. Skrócenie tej części do przeglądu najciekawszych Masek – ale też najbardziej kontrowersyjnych (m.in. apoteoza cenzury narodowej), zdaje się być dobrą decyzją reżyserską. Rozmowy przerywane były cyklicznie powracającym na scenę korowodem postaci ze „stronnictw” z pierwszego aktu, deklamujących maniakalnie swoje kwestie krzycząc, płacząc, śmiejąc się – a to wszystko z Polską na ustach. Spektakl wpadł przez to w pewien rytm, trans. Ciekawa była to wizja, kiedy na scenę wkraczała parada czy też szopka polska, deklamując składankę przeróżnych haseł. Istne Polonia ex machina.

Tempo przedstawienia spadło jednak zauważalnie w ostatnim akcie, kiedy to Konrad dochodzi do nienapawających optymizmem konkluzji. Miota się on gorączkowo pomiędzy alegoriami polskości: kosami postawionymi na sztorc, zbroją husarską, krzyżem i szablą a prześwitującą zasłoną z orłem w koronie, a także symbolicznymi ramami, w których się nie mieści, wciąż powtarzając jak mantrę pragnienie: „Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo”. W pamięć zapada scena, gdy demonstruje „czyny”, czyli owe „coś”, co może zrobić i co by od nas zależało, za pomocą zawartości swoich kieszeni. Kolejno wbija on gwóźdź, nabija nań główkę kapusty, zapala świeczkę, a na sam koniec demonstracyjnie pali kawałek kądzieli. Wszystko dzieje się w rytmie wspomnianej powracającej szopki polskiej, niedającej o sobie zapomnieć nawet na chwilę.

Forma przedstawienia wydała mi się bardzo interesująca. Nie jest tajemnicą, że Wyzwolenie Wyspiańskiego realizuje koncepcję teatru w teatrze. Z uwagi jednak na to, że Konrad gra nie tylko Konrada, co często akcentuje „wychodzeniem” ze swojej roli, można tu chyba mówić o wprowadzeniu jeszcze jednej metawarstwy. Rafał Gąsowski kreuje poetę, który jedynie wciela się w pisane przez siebie postacie, notując przy tym skrzętnie zaimprowizowane partie swojego powstającego dzieła. Często deklamuje też dialogi samodzielnie, nazywając postaci, których kwestię obecnie wypowiada. Dzięki tym zabiegom Rafał Gąsowski mógł zaprezentować pełną gamę swoich aktorskich zdolności. Świetnie lawirował pomiędzy różnymi postaciami, szczególnie w drugim akcie, kiedy każdej z Masek podkładał głos o innej barwie i manierze. Brzmiało to znakomicie. Nie rozumiem jednak, dlaczego główka kapusty okazała się najważniejszym atrybutem aktora. Myślę jednak, że taka zabawa formą i metanarracyjność przedstawienia Tomaszuka pozostaje w ścisłej zgodzie z treścią utworu, poszerzając, a nie przeinaczając, jego pierwotne znaczenie.

Reżyser nie zapomniał również o kluczowej kategorii w poetyce teatru Wyspiańskiego – syntezie sztuk. Przedstawienie zaprezentowane przez Teatr Wierszalin jest przepełnione ruchem, tańcem, śpiewem, a także sztukami plastycznymi (choć raczej nie w takiej formie, jak wyobrażał to sobie autor). O ile jednak Wyspiański teatr swój widział ogromnym, Tomaszuk ukazał go skarłowaciałym. Scenografie, kostiumy, kreacje – wszystko to trąci myszką, jest jakby w dekonstrukcji (a może właśnie w konstrukcji?), entropii, przemianie. Wierzę jednak, że jest to efekt bardzo przemyślanej wizji reżyserskiej, być może, aby możliwie najplastyczniej oddać ideę przewodnią Wyzwolenia – Polskę in progres. Decyzja zespołu Teatru Wierszalin o skupieniu się na formie przedstawienia miała jednak swoje negatywne konsekwencje. Szczególnie zauważalne było to w ostatnim akcie, który wydał mi się lekko przepoetyzowany.

Myślę, że śmiało można uznać, że Teatr Wierszalin, wystawiając Wyzwolenie, porwał się na odważny „czyn”, który nie skarłowaciał do kabotyńskiego „gestu”. Pytania o aktualność utworu i w konsekwencji bardzo bliskiej tekstowi realizacji Tomaszuka pozostają jednak jak najbardziej otwarte. I są to pytania bardzo trudne: Czym jest Polska? Kim jest Polska? Kiedy jest Polska? Czy sztuka może być wyzwolona? A jeśli tak, to właściwie od czego? Nie zaskoczę tu tych, którzy Wyzwolenie znają – również w Supraślu kończy się ono fiaskiem, niedowyzwoleniem. Ostatecznie sytuacja nie jest zbyt pocieszająca: Konrada tak naprawdę nie ma, jest jedną z Masek; teatr w teatrze wciąż konstruuje się i dekonstruuje na oczach widzów; wciąż objawia się Polska, która jest jednak raz tylko słowem, raz ideą, raz przestrzenią, a raz gwarnym tumultem; sztuka narodowa pozostaje narodowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Konrad Wyspiańskiego i Tomaszuka miał chyba jedno marzenie, aby – parafrazując Jana Lechonia – w teatrze teatr, nie Polskę, zobaczyć. Tego jednak uczynić nie potrafił.

Wyzwolenie Autor: Stanisław Wyspiański; reżyseria: Piotr Tomaszuk; scenografia: Mateusz Kasprzak; muzyka: Adrian Jakuć-Łukaszewicz oraz Piotr Tomaszuk. Występują: Rafał Gąsowski, Monika Kwiatkowska, Dariusz Matys, Magdalena Dąbrowska, Mateusz Stasiulewicz. Teatr Wierszalin w Supraślu, premiera 1 lipca 2023.