
OSOBY:
COCO
RICO
(para klaunów na wycugu)
Część siódma
„Uczta”
Coco i Rico przed opustoszałym, tu i ówdzie nadszarpniętym przez czas i wiatr namiotem Cyrku „Mundi”. Oboje ubrani w pstrokate, podniszczone i w wielu miejscach zacerowane stroje klaunów. Gdzieś obok cyrkowa buda na sflaczałych kołach. Poza tym – pustka.
Słońce wysoko. Bzyczą owady. Coco leży wyciągnięta na ławeczce, z prawą nogą zgiętą w kolanie, z prawą ręką pod głową, z twarzą przykrytą dziurawym słomkowym kapeluszem. Rico przy niej, na ziemi, pół leży, pół siedzi oparty o bok Coco, żuje trawkę. Na czoło zsunięty plastikowy kapelusik na gumce.
RICO: Patrz, Coco, jeszcze niedawno grzaliśmy się przy ognisku.
COCO: Ile to już lat, Rico?
RICO: Nie mam pojęcia, ale kręci się coraz szybciej.
COCO: Dobrze byłoby się wykąpać w gliniance.
RICO: Pilnują.
COCO: Można pójść w nocy.
RICO: W nocy też pilnują.
COCO: Złote czasy dla cieciów.
RICO: Czyżby buncik, Coco?
COCO: Taki tyci, tyciuteńki.
RICO: Uprawiany w doniczce.
COCO: Podlałeś kwiatki?
RICO: Podlałem.
COCO: Napiłabym się wina.
RICO: Czytasz w moich myślach.
COCO: Teraz myślisz o tym, czy wystarczy ci na wino i na fajki. Dochodzisz do wniosku, że nie, więc zastanawiasz się, czy nie uruchomić planu B.
RICO: Mów dalej, Coco.
COCO: Jesteś już prawie zdecydowany.
RICO (patrzy na Coco, Coco patrzy na Rico): Chcesz tego?
COCO: Ja tylko czytam twoje myśli, Rico.
RICO: Znowu wszystko będzie na mnie.
COCO: Po tym jak ją zakopałeś, wrzuciłam tam w ziemię pestkę mirabeli. I zobacz, przyjęła się.
Głośne bzyczenie owadów.
RICO: Upojna jak wino. (po chwili) Bałaś się, że zapomnę.
COCO: A może to drzewo po prostu wykiełkowało z butli wina?
RICO: To było tanie wino owocowe, więc wszystko możliwe.
COCO: Takieśmy wtedy pili, pamiętasz?
RICO: Och, tańczyło się po nim jak na siedmioramiennej tęczy…
COCO: Góra-dół, góra-dół, aż padało się bez czucia…
RICO: W czarne objęcia snu.
COCO: Posmakowałabym jeszcze…
RICO: I ja bym posmakował…
COCO: Właściwie dlaczego ją zakopałeś?
RICO: Na szczęście, Coco. I żeby nigdy nie zapomnieć.
COCO: Kop! Kop, Rico, mam coraz większe pragnienie!
Rico biegnie gdzieś i wraca z łopatką. Kopie, kopie, kopie, coraz bardziej zasapany.
RICO: Korzenie… wszędzie korzenie…
Metal zgrzyta o szkło.
RICO: Jest!
COCO: Ostrożnie! Musisz ją wydobyć jak najdelikatniej.
RICO: Pomóż! Ręce mi drżą.
Coco idzie pomóc. Gołymi rękoma drapie ziemię. W końcu spomiędzy korzeni wydobywa butlę.
COCO: Mamy ją.
RICO: Butla naszej młodości.
COCO: Nienaruszona. Oczyszczę ją z ziemi.
RICO: A ja przygotuję puchary.
COCO: Ponakrywam do stołu.
RICO: Och, Coco, na samą myśl czuję się pijany.
COCO: Nie zapomnij scyzoryka!
RICO: Czytasz w moich myślach!
Coco i Rico krzątają się w gorączce. Po chwili zasiadają do nakrytego ceratą stolika ze skrzyni.
COCO (uroczyście): Scyzoryk.
RICO: Scyzoryk.
Rico manipuluje scyzorykiem przy korku. Wkręca korkociąg, odkorkowuje butlę z głośnym „pyk!”.
RICO: Mmm, co za bukiet.
COCO: Jakiś taki kwaśnawy.
RICO: Bo i ziemia kwaśnawa.
COCO: Nalewaj.
Rico nalewa wina do pucharów, znaczy jakichś tam kubków czy musztardówek.
COCO: Powstańmy i wznieśmy toast.
Coco i Rico wstają.
RICO: Za co, Coco?
COCO: Za nas, Rico. Bo nie ma nikogo poza nami. Ale jeśli ktoś jest, to i za niego wypijmy, niech mu się wiedzie w zdrowiu i szczęściu. I niech żyje jak najdłużej.
RICO: I niech świat nam sprzyja, jako i my sprzyjamy światu. Niech dobrzy ludzie, jeśli gdziekolwiek są, nigdy nie żałują, że są dobrzy, jako i my nie żałujemy, na wieki wieków amen…
COCO: Jeszcze nic nie wypiłeś, a już gadasz jak potłuczony.
RICO: To nie ja, samo jakoś…
COCO: Obiecaj mi, że…
RICO: Że co, Coco?
COCO: Że będziesz przy mnie, jak to już przyjdzie.
RICO: Będziemy wtedy razem.
COCO: Pijmy wreszcie, do cholery!
Piją. I natychmiast wypluwają.
RICO: Ocet.
COCO: Ocet.
RICO: Można się było spodziewać.
COCO: Niczego nie można się spodziewać! Wszystko przychodzi nagle jak złodziej w nocy. Mogliśmy chociaż jej nie wyjmować z ziemi.
RICO: Ale wtedy nigdy byśmy nie poznali smaku…
COCO: Może czasem lepiej nie poznawać. Zakorkuj to i zakop.
RICO: To trochę jak pogrzeb.
COCO: A to… trochę jak cmentarz.
RICO: Moglibyśmy udawać, że nam wybornie smakuje. Umiemy udawać. Udawanie jest naszą drugą naturą.
COCO: Już nie.
RICO: Nie?
COCO: Nie, nie i nie. Już nigdy niczego i przed nikim nie zamierzam udawać.
RICO: To co nam zostanie?
COCO: Nasze twarze, Rico.
RICO: Zawsze pokrywaliśmy je farbami.
COCO: Dziś nie musimy.
RICO: Ale to nasze życie. Nakładaliśmy maski i byliśmy wolni. Pamiętasz?
COCO: Znowu zaczynasz. Co niby mam pamiętać, obskurną garderobę, która była zarazem naszym domem? Ja już tak nie chcę.
RICO: Nie wierzę. Mogłabyś bez tego żyć?
COCO: Zakop to w końcu zanim się rozmyślę i wypiję ten kielich goryczy.
Rico zakopuje butelkę pod drzewkiem mirabeli. Gdy wraca, zastaje Coco z wymalowaną „klaunio” twarzą.
RICO: Jesteś niesamowita, Coco.
COCO: Wiem, Rico. Niesamowita połówka niesamowitego duetu. Chodź, ciebie też umaluję.
Coco maluje twarz Rico.
RICO: Daj dużo czerwieni i bieli. I łezki, nie zapomnij o łezkach.
COCO: Niczego nie zapomniałam. Będzie jak wtedy, gdy.
RICO: Musi być jak wtedy, gdy.
COCO: No, gotowe.
RICO: Daj lusterko.
Rico przegląda się w lusterku. Robi miny.
RICO: Stara wierna morda. Zawsze ze mną. Kocham cię, moja mordo!
COCO: Narcissus poeticus.
RICO: Nie bądź zazdrosna. Daj buzi.
COCO: Sam sobie daj.
RICO: Dobrze. Chodź tu buzieczko, niech cię ucałuję. (Rico wygłupia się całując odbicie w lusterku.) Nie bój się. Tylko jeden całus. Cmok! Cmok! Cmok! Miał być jeden, ale nie mogłem się powstrzymać!
COCO: Wariat!
RICO: Co tam takiego rośnie? Ciemne, podobne do grzyba…
COCO: Gdzie?
RICO: Tam! Lusterko pociemniało…
COCO: Chmura. Jaka wielka. Już prawie nad nami.
Krople deszczu, coraz gęstsze.
RICO: Oho, coś się zaczyna.
COCO: Tylko co.
RICO: Jeszcze nie wiem, ale to wspaniałe!
Deszcz robi się rzęsisty. Grzmot burzy.
COCO: Ja się boję, Rico!
RICO: Nie masz czego, gdy ja jestem z tobą! Chodź, zatańczmy!
COCO: Wariat!
RICO: Wkoło naszej cudnej mirabeli!
Rico ciągnie za sobą Coco.
RICO: No chodź wreszcie!
Tańczą wkoło mirabeli. Teraz już co chwila uderzenia piorunów.
COCO: Nie tak szybko, w głowie mi się kręci!
RICO: W drugą stronę! O tak! Tańczmy wkoło! Coco, jakaś ty piękna!
COCO: A jak w nas trafi? Rico, to bez sensu!!!
RICO: To musi mieć jakiś sens! Aaaaaaaa!!!
Potężne uderzenie pioruna.
COCO: Aaaaaaaa!!!
Wielki deszcz.
KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ