Jarosław Komorowski / Z DYSTANSEM

Shakespeare to wszystko przewidział. Kiedy po zabójstwie Dunkana wezwane przez Malkolma angielskie wojska wraz z utraconą wolnością przynoszą do Szkocji zarazę, Makbet dobrowolnie zamyka się w Dunzynanie i prosi o pomoc Czarownice – jako najbardziej rzeczy świadome. Sporządzona przez nie mikstura, mimo użycia ingrediencji tak potężnych jak żądło padalca, łuska smoka i korzeń cykuty, niestety nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Potężne mury też okazują się niewystarczające. Gdy zatem król-uzurpator, trawiony gorączką, ma podczas uczty zwidy i halucynacje, Lady Makbet oddala się od niego i izoluje w swej komnacie pod opieką lekarza i damy dworu. Pod wpływem psychicznego napięcia higieniczne ablucje przechodzą u niej w obsesję – „nic, tylko myje ręce”. Nie ufa też samej wodzie, używając do dezynfekcji kosztownych kosmetyków na alkoholu, choć i w ich skuteczność wątpi: „wszystkie perfumy Arabii nie obmyją tej małej dłoni, ach, ach!”. Zdesperowany Makbet wypędza w końcu bezsilnego lekarza i staje do ostatniej walki…

(Nawiasem mówiąc – Wyspiański też niezły wieszcz, choć czwarty. Gdy w Weselu na weselu zjawia się ni stąd ni zowąd zapowietrzony Dziad, wszyscy trzymają się od niego na dystans co najmniej dwumetrowy, on zaś sam, świadom obowiązku, błaga: „Dajcie, bracie, kubeł wody! Gębę myć, ręce myć, suknie prać, nie będzie znać”.)

Wracając do Shakespeare’a – mimo że to Bard i Łabędź Avonu, nawet w dobie romantyzmu nie wszyscy odnosili się do niego z należytą czcią, tak oczywistą dla Mickiewicza, Słowackiego czy Lorda Byrona. Łatwo się o tym przekonać, czytając drobne wiadomości w ówczesnych gazetach, na przykład w wychodzących we Lwowie „Rozmaitościach”. Oto kilka przykładów:

„W szkockim mieście Kelso zamieszkałym przez 4000 ludzi zdarzył się niedawno przypadek szczególniejszy, że na benefis dwojga sławnych artystów, gdy miano dawać Makbeta i Wilhelma Tella, jedna tylko przyszła osoba. Przypadek ten tym bardziej jest uderzający, że Szkotowie lubią teatr” (1824 nr 4);

„W Frankfurcie n. Menem przedstawiono niedawno po raz pierwszy sztukę Szekspira Czego chcecie? [Wieczór Trzech Króli], przypadkiem wszystkie role dostały się najgorszym aktorom onegoż teatru, sztuka zatem najgorzej została przyjętą, gdy zaś w końcu przedstawienia rozdawano afisze, zapowiadające na dzień następny tęż samą sztukę: Czego chcecie?, wiele głosów dało się słyszeć: Zwrotu naszych pieniędzy!” (1835 nr 40).

Trudno potępiać Niemców, skoro w samym Londynie – jak doniósł „Świat Dramatyczny” w roku 1838 – „z tragedii Shakespeara trzy tylko: Hamlet, [Juliusz] Cezar i Kupiec Wenecki zajmują miejsce w repertorium teatrów […] Lecz i te niezadługo zostaną z niego wykreślone, bo nie ma nikogo, kto by mógł one przedstawiać”. Kładąc tamę narzekaniom wróćmy jednak do „Rozmaitości”:

„W Plymouth grał jeden aktor w Henryku IV rolę Falstaffa z taką prawdą i siłą komiczną, że go zachwyceni widzowie wśród hucznych oklasków przywoływali. Po skończeniu sztuki aktor nie przestawał, ciągle improwizując, grać roli swojej, i pokazało się, że utraciwszy zmysły uroił sobie, że duch Falstaffa wstąpił w jego ciało i chce z niego duszę jego wypędzić” (1829 nr 6).

Jak jednak radzić sobie, gdy kryzys przyciśnie? Cały ratunek w ożywieniu gospodarki:

„Niektóre miejsca w województwach mazowieckim i kaliskim, przed kilką laty będące mizernymi wioszczynami, są porządnymi miasteczkami. […] Nawet podróżujące towarzystwa aktorów niemieckich tam przebywały […], lecz że na utrzymanie […] widowisk potrzeba stałych dochodów i znacznej liczby amatorów, przybyli artyści widząc, że korzystniejsze im być może naśladowanie pracy rękodzielników niż płody Talii i Melpomeny, porzucili scenę i założyli warsztaty. I tak Hamlet już wyrabia doskonałą baję [grubą tkaninę bawełnianą], Otello ma warsztat cienkiego sukna, Kleopatra przędzie itd.” (1824 nr 7).

Piszę to jak zwykle na ostatnią chwilę, 1 czerwca w Dniu Dziecka, a że dziećmi jesteśmy wszyscy, życzę Państwu najserdeczniej Wszystkiego Najlepszego.

Jarosław Komorowski