Magdalena Mikrut-Majeranek / ZEMSTA NATURY

Empuzjon Olgi Tokarczuk, reżyseria Robert Talarczyk, Teatr Śląski w Katowicach.

Empuzjon to jedna z bardziej wyczekiwanych na Górnym Śląsku premier tego sezonu, ale też pierwsza powieść napisana przez Olgę Tokarczuk po zdobyciu literackiej Nagrody Nobla w 2018 roku. Książka została wydana 1 czerwca 2022 roku, a już niecały rok po premierze, 12 maja 2023, jej prapremierową adaptację zaprezentowano na katowickiej scenie. To koprodukcja Teatru Śląskiego, Teatru Studio w Warszawie i Instytutu Grotowskiego we Wrocławiu.

Katowicki Empuzjon jest oniryczny, tajemniczy, nieco ospały, ale niezwykle po(w)ciągający. Spektakl wyreżyserował Robert Talarczyk, dyrektor katowickiej sceny. On też dokonał scenicznej adaptacji powieści noblistki. Za dramaturgię odpowiada Miłosz Markiewicz. Do współpracy Talarczyk zaprosił też choreografkę Kayę Kołodziejczyk oraz scenografkę, kostiumografkę i reżyserkę światła Katarzynę Borkowską. Ten sprawdzony i zaprawiony w teatralnych bojach kobiecy duet wcześniej pracował już przy scenicznej adaptacji innej powieści Tokarczuk – Ksiąg Jakubowych w reżyserii Eweliny Marciniak w warszawskim Teatrze Powszechnym. Z kolei w Katowicach realizatorki współtworzyły ostatnio spektakl Łaskawe na podstawie powieści Jonathana Littella w reżyserii Mai Kleczewskiej.

Talarczyk przenosi powieść noblistki na teatralną scenę z mimetyczną precyzją. Katowickie odczytanie Empuzjonu jest wierne literackiemu oryginałowi, choć w adaptacji dokonano niezbędnych skrótów, wycinając niektóre rozmowy prowadzone przez kuracjuszy. Na scenie podczas hipnotycznie wciągającego widowiska materializują się słowa Tokarczuk. Nie zabrakło jednak śląskiego akcentu, który jest niczym podpis autorski Talarczyka, bowiem Rajmund, służący Opitza, mówi po śląsku. To ukłon w stronę katowickiej publiczności. Realizatorzy z podziwu godną starannością przestudiowali dzieło noblistki. Opisy krajobrazu Görbersdorfu posłużyły im za wskazówki scenograficzne. Tak oto towarzyszące (i dominujące w spektaklu) bohaterom zielone światło przywodzi na myśl powieściowy uzdrowiskowy deptak oświetlony gazowymi, nowoczesnymi jak na owe czasy, latarniami o zielonkawym świetle. Z kolei inspiracją do stworzenia wnętrza pensjonatu, w którym rozgrywa się sceniczna akcja, mógł być powieściowy przeszklony pasaż, łączący dwa gmachy – Neues Kurhaus i Altes Kurhaus. To w nim urządzono czytelnię i zimowy ogród, oglądany przez widzów na scenie. Z kolei zielona, humanoidalna kukła wykonana z mchu i gałęzi, w jednej ze scen wisząca nad sceną, to powieściowa Tuntschi, Sennenpuppe, słomiana lalka (według szwajcarskiej legendy słomianą lalkę wykonali na alpejskich halach pastuchowie, by zaspokajać swoje seksualne potrzeby, następnie ją ożywili i wykorzystywali, a gdy jesienią chcieli zostawić i wrócić do domów, Sennenpuppe zemściła się na jednym z nich, okrutnie go mordując) tworzona przez węglarzy, „ludzi o czarnych twarzach i ponurym wzroku”. Borkowska słynie z monumentalnych, zapadających w pamięć scenografii. Tak jest i w przypadku Empuzjonu. Dzięki jej plastycznej wyobraźni na katowickiej scenie odtworzony został malowniczy widok, z którym mamy do czynienia w górskim uzdrowisku. Jednakże to katowickie przypomina raczej miejsce z horroru. Wrażenie to potęguje korespondująca ze scenograficzną wizją muzyka. Nie bez znaczenia dla warstwy wizualnej jest też pejzaż (i wideo-art Wojtka Doroszuka), tak często przywoływany w powieści. Filozoficzne wynurzenia na jego temat w spektaklu snuje Thilo, wspominając dzieła flamandzkiego malarza Herriego met de Blesa. W pełnym zanurzeniu w rzeczywistość świata przedstawionego przeszkadzają nieco mikroporty, przez które głosy bohaterów słyszane są z nierówną głośnością.

W adaptacji mamy do czynienia z pewną aberracją. W powieści noblistki po śmierci Klary Opitz Wojnicz dokonuje transgresji. Przebierając się w stroje Klary, przywłaszczając niejako sobie jej paszport, przejmuje także jej tożsamość. Wyjeżdża do Monachium, a podczas I wojny światowej pełni służbę w szpitalu polowym w Belgii. Po jej zakończeniu jedzie do Berlina i ślad się po nim/niej urywa. U Talarczyka Klara poznaje w szpitalu polowym Hansa Castorpa z Czarodziejskiej góry Thomasa Manna, także gruźlika, który przebywał siedem lat w sanatorium w Davos, lecz gdy wybuchła Wielka Wojna, został powołany do wojska. Intertekstualne nawiązanie pojawia się nie bez przyczyny, ponieważ Empuzjon inspirowany jest właśnie Czarodziejską górą. Powieść miała być też hołdem złożonym jednej z najważniejszych dla noblistki książek, jednakże Tokarczuk prowadzi z dziełem Manna jawną polemikę. Taki sam zabieg zdecydowali się zastosować Talarczyk, Markiewicz i profesor literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego Ryszard Koziołek, dopisując swój epilog.

Akcja spektaklu rozgrywa się w 1913 toku w Pensjonacie dla Panów w Görbersdorfie, czyli w dolnośląskim Sokołowsku położonym w Sudetach Środkowych. Miejscowość ta faktycznie była uzdrowiskiem, a swoją praktykę prowadził w niej profesor Uniwersytetu Warszawskiego Alfred Sokołowski, jeden z pionierów nowoczesnego leczenia chorób układu oddechowego, na którego cześć nazwano miejscowość po drugiej wojnie. Rekomendował on kuracjuszom w sanatoriach stosowanie tlenoterapii, diety wysokotłuszczowej i wysokobiałkowej oraz zimnych natrysków, a więc wszystkiego, co zalecał pacjentom przebywającym w Görbersdorfie doktor Brehmer, założyciel powieściowego sanatorium.

Pensjonariuszami są cierpiący na tuberculosis mężczyźni reprezentujący różne grupy zawodowe, klasy i poglądy. Gruźlicy, racząc się mocnym trunkiem – nalewką Schwaermerei przyrządzaną z halucynogennych grzybków, ordynując sobie rześkie kąpiele na przemian z drzemkami, rozprawiają o naturze świata, dzielą się swoimi mizoginistycznymi poglądami i tromtadracjami. Nieważne, czy rozprawiają o sztuce, literaturze, historii, polityce, czy teologii – w ich rozmowach zawsze przemycane są wątki dotyczące prymatu mężczyzny nad kobietą. Chciałoby się rzecz: patriarchat wiecznie żywy! Czy aby na pewno? W pogardzie tej pobrzmiewają jednak echa strachu przed pierwiastkiem żeńskim. Nadchodzi zmierzch starego świata, zdominowanego przez mężczyzn, ale bohaterowie nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy. Swoimi dyskryminującymi tyradami zasłaniają towarzyszący im lęk. Poglądy włożone przez noblistkę w usta Wilhelma Opitza (Marcin Gaweł), Waltera Frommera (Dariusz Maj), Augusta Augusta (Krzysztof Strużycki), Longina Lukasa (Marcin Szaforz) czy doktora Semperweissa (Wiesław Sławik) nie zostały wymyślone przez autorkę, a stanowią parafrazy tekstów m.in.: Bernarda z Cluny, Hezjoda, Josepha Conrada, Émile’a Durkheima, Sigmunda Freuda, Friedricha Nietzschego, Charlesa Darwina, Arthura Schopenhauera czy Jacka Kerouaca. Rozmowy prowadzone przez kuracjuszy stanowią jednak wyłącznie przykrywkę, mają odwrócić ich uwagę od kwestii ostatecznych. Tej prowadzonej z niezwykłą biegłością grze pozorów przygląda się przybysz z zewnątrz, który nie pasuje do zastanego świata. Nadwrażliwy Mieczysław Wojnicz, lwowiak, balansuje na granicy dwóch rzeczywistości. To jemu towarzyszymy podczas spektaklu. Student politechniki w Dreźnie sam mówi o sobie, że jest obywatelem nieistniejącego państwa. Także i w Görbersdorfie czuje się wyobcowany, niezakorzeniony, obcy. Idealny kozioł ofiarny, który ma zostać poświęcony, jednakże los chce inaczej.

Stali bywalcy uzdrowiska skrępowani są pewną tajemnicą, niepozwalającą im na zachowanie spokoju ducha, bowiem co roku na początku listopada w Görbersdorfie znika mężczyzna, a mieszkańcy odnajdują później jego rozczłonkowane ciało w lesie. Mnożą się hipotezy, co może być tego przyczyną, a niezbity dowód cykliczności tego wydarzenia odkrywa Thilo, jeden z pensjonariuszy, na lokalnym cmentarzu. Nekropolia, podobnie jak i uzdrowisko, zdominowana jest przez mężczyzn. Wszyscy zmarli mają około 40 lat, a ich zgon nastąpił w listopadzie. Jak się okazuje, w świecie pozbawionym kobiet dokonuje się zemsta, która wymierzana jest przez przyrodę – stały motyw pojawiający się w twórczości Tokarczuk.

Wykreowana przez realizatorów przedstawiania atmosfera przypomina tę właściwą dla Czechowowskiego świata. Senny nastrój, element wyczekiwania i pieczołowicie skrywana tajemnica – bohaterowie Tokarczuk pogrążają się w letargu, bo choć przyjechali do niewielkiego miasteczka położonego w zielonej dolinie, przeczuwają koniec żywota. W powietrzu czuć nadchodzący kres pewnej epoki – życia, czasu pokoju, ale i starego porządku. Są i elementy frenetyzmu. Mordy dokonywane cyklicznie w lesie wprowadzają grozę. Atmosferę napięcia potęguje muzyka. Jako że ma to być „horror przyrodoleczniczy” – jak głosi podtytuł powieści Tokarczuk – realizatorzy sięgnęli po twórczość Wojciecha Kilara, który skomponował muzykę m.in. do filmów Dracula Francisa Forda Coppoli i Dziewiąte wrota Romana Polańskiego, a więc horrorów.

Niczym w starożytnym dramacie wszystkie role powierzono mężczyznom. Tworzą oni swoisty gabinet osobliwości – rozczochrani, spoceni, z pobielonymi twarzami (świetna charakteryzacja!), rozchełstani, hołdujący sanatoryjnej modzie nakazującej łączyć elementy stroju oficjalnego z domowym. Ich blade twarze wskazują na ciężką chorobę, ale przyglądając się bohaterom, można dostrzec pewne podobieństwo do wampirów, żywych trupów. To postacie z pogranicza snu i jawy, a może z koszmarów? Gaweł jako Wilhelm Opitz, właściciel pensjonatu i mąż Klary, jest niczym mroczny cień, szorstki, poważny, dystyngowany, skrywający pewną tajemnicę. Przypomina nieco hrabiego von Krolocka z Nieustraszonych pogromców wampirów Polańskiego z kołnierzem ortopedycznym na szyi zamiast żabotu. Z kolei jego pomocnik Rajmund, w którego wciela się Fret, wprowadza komiczny akcent do spektaklu. Maj jako Walter Frommer jest niczym podwójny agent, stopniowo odsłaniający swoją tożsamość. August grany przez Strużyckiego to poczciwy i nieco zagubiony senior, któremu nieobce są magiczne sztuczki z laską w roli głównej (lecz te niekoniecznie są tu potrzebne, tym bardziej, że nie zawsze się udają). Zasadniczy doktor Semperweiss Sławika, ubrany w biały kitel, jest schorowany i udręczony życiem. Thilo von Hahn Mateusza Smolińskiego, miłośnik sztuki, widowiskowo kona. To najsmutniejszy z bohaterów. Jednakże najbardziej zapadającą w pamięci postać wykreował Michał Piotrowski. Jego Mieczysław Wojnicz jest subtelnym, neurotycznym outsiderem, schorowanym i niespełnionym bohaterem, który niczym flâneur jedynie przygląda się życiu toczącemu się w uzdrowisku. Nonszalancko ubrany w jedwabie i garnitur, odmawia rozebrania się do badania, tłumacząc się względami religijnymi. To krucha postać, ale zarazem odważna! Reżyser zdecydował się wprowadzić do spektaklu także dodatkową figurę – nie tyle kobiety, co nadkobiety – Empuzy. Rolę tę powierzył Mateuszowi Znanieckiemu, który brawurowo wywiązał się z zadania. Jego Klara – najpierw żona Opitza, potem zjawa (ciało Opitzowej spoczywa przez cały spektakl na katafalku) – jest niczym wszechwiedzący, ironiczny, zdystansowany narrator. Bohaterem jest też pejzaż, który „raz w roku bierze swoją ofiarę i zabija człowieka”.

Całość jest spójna, mroczno-surrealistyczna, dobrze zagrana i udramatyzowana. Empuzjon w reżyserii Talarczyka to filozoficzna opowieść, której puenta głosi, że każdy z nas widzi świat inaczej, postrzegając go przez inne filtry, a dostępny poznaniu pejzaż zmienia się, ewoluuje. Inaczej doświadczamy, inaczej widzimy. Powieściowy Thilo postuluje patrzenie przezierne i zmianę percepcji. A czy my patrząc widzimy prawdziwą głębię rzeczy?

Empuzjon Olgi Tokarczuk, reżyseria i adaptacja: Robert Talarczyk; muzyka: Wojciech Kilar (w opracowaniu Adama Wesołowskiego); scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Katarzyna Borkowska; choreografia: Kaya Kołodziejczyk; dramaturgia: Miłosz Markiewicz; wideo-art.: Wojtek Doroszuk, przygotowanie iluzjonistyczne: Paweł Kwiecień; konsultacje literackie: Ryszard Koziołek. Koprodukcja: Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, STUDIO teatrgaleria w Warszawie, Instytut im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu, prapremiera w Katowicach 12 maja 2023.