Edward Krasiński / ROMANTYCZNY KORDIAN (fragment większej całości)

Józef Kotarbiński – Car

(…)

Po premierze komedii Labiche’a i Martina Ja! czyli samoluby (18 XI 1899), z dwoma udanymi rolami Przybyłko i Węgrzynowej, dano uroczystą i rocznicową premierę Kordiana Słowackiego (25 XI), drugą z cyklu romantycznego, po inauguracyjnej Złotej Czaszce (26 VIII). W sobotę i niedzielę publiczność szczelnie wypełnia teatr, przyjmuje „poemat dramatyczny” z entuzjazmem i nabożnym skupieniem. W sezonie grano go 19 razy, w następnych za dyrekcji Kotarbińskiego – 11 razy. Rudolf Starzewski z „Czasu” domaga się, by tę sztukę wpisać do stałego repertuaru w teatrze krakowskim. Kazimierz Tetmajer ogłasza w „Głosie Narodu” w dwu odcinkach entuzjastyczny artykuł-rozprawę o Kordianie – z peanem o roli tytułowej Tarasiewicza. Słowem – śmiała próba, sukces sceniczny, wydarzenie w historii teatru polskiego. Sam Kotarbiński w swej cennej książce – monografii Teatru Miejskiego w Krakowie z lat 1899-1905 – tak opisywał to ryzykowne przecież zdarzenie artystyczne:

„Poematy dramatyczne wielkich romantyków naszych oraz dramaty Słowackiego z doby Towianizmu, nabrzmiałe treścią tak potężną i wzruszającą, według opinii rutynistów teatralnych były uważane za dramaty książkowe (Buchdrama), za utwory niesceniczne, nie rokujące powodzenia. Wtedy bowiem cieszyły się kolosalną popularnością na scenach europejskich dramaty i komedie Wiktoryna Sardou, uchodząc za najwyższy wykwit kunsztu teatralnego i pod względem techniki scenicznej utrzymywały dotąd tę renomę.
Poważniejsza krytyka u nas robiła jednak zastrzeżenia wobec panującej mody. Ja zaś miałem żyłkę nowatorską jako wielbiciel Szekspira, studiujący pilnie jego arcydzieła, buntowałem się przeciw regularności zewnętrznej, sformułowanej przez klasyczną kulturę francuską, która nawet romantyczne płody Wiktora Hugo poddawała częściowo dawnym przepisom.
Do eksperymentu zachęcały znane mi dobrze widowiska w Wiedniu, Berlinie, w teatrach, które nie cofnęły się przed wprowadzaniem nadnaturalnych scen drugiej części Fausta Goethego z całą ich czarodziejską fantasmagorią.
Wprowadziłem więc Kordiana na scenę krakowską mimo silnego oporu administracji, reprezentującej moich finansowych wspólników, mimo posępnych wróżb i zacnego sekretarza Hipolita Wójcickiego, który ze swym filozoficznym spokojem przepowiadał zaledwie trzy przedstawienia dla «honoru domu». […]
Dzień premiery Kordiana był jednym z najszczęśliwszych w mojej pracy kierownika i artysty. Wbrew przewidywaniom rutynistów udał się śmiały na owe czasy eksperyment. Rezultat wysiłków kierownictwa, reżyserii i artystów należał do tych rzadkich powodzeń, które dają wyjątkowe rewelacje sztuki teatralnej – przewyższając nawet nadzieje pracowników.
W międzyaktach zjawili się za kulisami artyści-malarze, krytycy, literaci, profesorowie uniwersytetu, członkowie Akademii Umiejętności, szczerze winszując powodzenia. Według ogólnej opinii, teatr krakowski «zagrał wtedy na nową nutę» – zaczęła się istotnie nowa faza e w o l u c j i s c e n y, zgodna z nastrojem umysłów i z ewolucją artystycznej kultury.”i

Tekst poematu został mocno okrojony, by uwypuklić momenty dramatyczne oraz konflikty uczuć i namiętności. Skreślono wstępne „Przygotowanie”, „Prolog” do części pierwszej, epizod londyński, scenę w Watykanie, by nie razić uczuć słuchaczy katolickich, scenę koronacyjną, zredukowaną przez poetę do jednego słowa, scenę „W domu wariatów”. Kompozycja sceniczna ma dziesięć obrazów: I. W domu rodzinnym, II. We Włoszech, III. Na szczycie góry, IV. Na placu Zamkowym w Warszawie, V. Spisek, VI. W zamku Królewskim, VII. Na placu Saskim, VIII. Więzienie, IX. Spór mocarzy, X. Plac Marsowy.

fot. zbiorowa: od lewej Michał Tarasiewicz – Kordian, Władysław Roman – Wielki Książę, Józef Kotarbiński – Car

Po opracowaniu tekstu odbywa się narada z reżyserem Solskim oraz dekoratorem Janem Spitziarem oraz artystą-malarzem Włodzimierzem Tetmajerem. Nad przygotowaniem technicznym, rolami i scenami zbiorowymi pracowano intensywnie i zbyt krótko, gdyż co tydzień, w każdą sobotę, teatr krakowski musi wystawić nową sztukę. Podczas próby generalnej poprawiano dekoracje i kostiumy. Wykonanie aktorskie nie zawodzi.

Michał Tarasiewicz – Kordian

„W roli Kordiana Michał Tarasiewicz zabłysnął wiosennym wybuchem talentu. Miał szczęśliwe warunki fizyczne, postać smukłą, twarz marzycielską, ujmował szczerością i ciepłem serdecznego uczucia. Intuicyjnie odczuł ton romantyczny dzieła, rzeźbił pięknie dykcję wierszowaną, w momentach dramatycznych strzegł się patosu albo nadużywanej dziś śpiewnej melopei. W scenach skupionych przemawiał akcentami szczerego bólu i tęsknoty.”ii

Cara gra Kotarbiński, Księcia Konstantego – Roman, Prezesa spiskowych – Solski, Grzegorza – Stępowski, Matkę – Senowska, Imaginację pośród „osób fantastycznych” – Siemaszkowa. Postaci Laury i Violetty wymagają bardziej skrupulatnego omówienia, gdyż wywołały w teatrze nowy skandal obyczajowy. W tomie Ze świata ułudy (1926) Kotarbiński zapisuje: „W niewielkich rolach kobiecych Laury i Violetty – Przybyłko i Sulima grały z wdziękiem, trafiając w ton właściwy.”iii Wyraźna omyłka pamięciowa. Przybyłko nie grała Laury. Po dwu latach Kotarbiński daje nową wersję obsady: „Rolę Laury Konstancja Bednarzewska zabarwiła właściwym tonem lirycznym, a Helena Sulima jako Violetta dała barwny szkic włoskiej kurtyzany”.iv W jednym i drugim zapisie Przybyłko nie figuruje jako wykonawczyni roli Violetty, wbrew afiszowi i udziałowi w premierze. Sulima gra Violettę dopiero od dwunastego przedstawienia 22 lutego 1900. Dwukrotny zanik pamięci wątpliwy, to raczej jakiś uraz głęboki i świadoma manipulacja, być może pod naciskiem zacnej i zgorszonej aferą żony Lucyny, edytorki tomu, wydanego w rok po śmierci autora. Obok strony 26 zamieszczono reprodukcję afisza premierowego Kordiana z Bednarzewską – Laurą i Przybyłko – Violettą.

afisz prapremiery Kordiana

A historia tych dwu ról to temat do interesującej opowieści. Rudolf Starzewski narzeka w „Czasie” nas nadmierną redukcję roli Laury, istotnie mocno w tekście pociętą. Decydują o tym względy literacko-artystyczne czy to nowy objaw animozji osobistych? Kotarbińscy od początku niemile, nawet zimno spoglądają na Bednarzewską, którą musieli zatrzymać w jednorocznym gronie aktorów Pawlikowskiego, oczekujących na otwarcie nowego teatru we Lwowie – za pozostawiony czasowo inwentarz teatralny. Rola Violetty ma również skróty, ale umiarkowane. Dzięki zachowanemu egzemplarzowi reżyserskiemu (druk nakładem lwowskiej Księgarni Gubrynowicza i Schmidta) możemy bardziej dokładnie przyjrzeć się tej roli.

Akt II otwiera skreślona scena z Kordianem siedzącym pod drzewem w londyńskim Jame’s Parku. Po niej następuje scena w willi włoskiej z kobiercami, wazonami z lawy, kwiatami. Obok Kordiana Violetta, młoda i piękna Włoszka. Pierwsze partie dialogu zostają określone (strony 52 i 53), być może jako mało obyczajne, ale dla naszego opisu istotne:

Kordian

Duszo! niechaj ci włosy na czole rozgarnę!
Weź mię w twoje ramiona, rozkoszą odkwitnę.
Patrz na mnie. Twoje oczy, jasne, skrzące, czarne,
Białka oczu jak perły śnieżysto błękitne,
Gdy rzucasz wzrok omdlony, padam, słabnę, mdleję;
Tak na przesłodkiej róży mrą złote motyle;
A gdy spojrzysz iskrami twych oczu – szaleję!
I ożywam na całą pocałunku chwilę.

Wioletta

Puść mię! Omdlewam.

Kordian

Luba! gdy padasz omdlona,
Odpychając mię falą kołysaną łona,
Wtenczas, gdy rozkwitłego na pół ust koralu
Płomień z niewysłowionym wybłyska wyrazem,
W którym miłość złączyła wszystkie głosy razem,
Dźwięk strun urwanych, wstydu głos i skargę żalu,
Jęk, śmiech dziecka, westchnienie – wtenczas, moja droga,
Ty mię kochasz…

Wioletta

Nad życie! Wszak lorda i Boga
Porzuciłam dla ciebie, czyż wątpisz szalony?

Kordian

Wierzę! na koralowych ustach zawieszony
Jako motyl na róży. Twoja szyja płonie
A perły takie zimne na płomienném łonie?
Rozerwę perły – czekaj, rozgryzę nić!

Przynajmniej ostatni czterowiersz musiał zostać zachowany, skoro nieskreślona następna strona 54 rozpoczyna się od słów:

Wioletta

Szkoda!…

Kordian

Perły po twoich piersiach leją się jak woda;
Boisz się łaskotania pereł, moja miła?
Drżysz jak liść…Czy mię kochasz?

Wioletta

Jam stokroć mówiła,
Żeś mi droższy nad życie; wiszę u twej szaty
Jak kropla rosy, strząśniesz? rozprysnę się cała.

Potem następuje czas próby. Kordian utracił cały majątek, przegrał przy stole brylanty i jej serce. I dalej pięknie deklamuje o ucieczce przed wierzycielami na pędzącym koniu z czterema złotymi podkowami wraz z Wiolettą. I kiedy na drodze koń pada – jest bez zgubionych podków, „związanych spróchniałymi druty”. Na koniec dramatyczne słowa rozstania:

Wioletta

Niech ludzie z pistoletów kule ci wykradną!
Niechaj cię głód zabije, zapali pragnienie!

Kordian

Prawdziwie, ta kobiéta kocha mię szalenie.v

Władysław Prokesch z „Nowej Reformy” pisze przychylnie i zdawkowo o Przybyłko w obszernej recenzji z Kordiana:

„W roli Violetty rozwinęła grę w wysokim stopniu zajmująca panna Przybyłkówna, podbijając publiczność zewnętrzną stroną kreacji i grą pełną dobrze rozwiniętej kokieterii w szczegółach.”vi

Zwróćmy uwagę na podkreślenie „zewnętrznej strony kreacji” i „rozwiniętą kokieterię w szczegółach” – wyraźnie śmiała w ubiorze i ponętna. „Głos Narodu” naprowadza nas na trop:

„Istotnie czarującą Violettą była panna Przybyłkówna, wyglądała ślicznie i powabnie i nie można się dziwić Kordianowi, że się w niej zaszalał. Rolę tę dublowała panna [Maria] Filippi-Mikorska z wielkim powodzeniem, co podnieść należy, gdyż na nauczenie się roli miała zaledwie parę godzin.”vii

Tak pisze Kazimierz Tetmajer, poeta wrażliwy na uroki natury i kobiety, w drugim odcinku recenzji z Kordiana 28 listopada 1899. Przybyłko rolę Violetty zagra tylko na tej historycznej premierze, jeden raz. Co się wydarzyło? Zasłonę nieco odsłania, niezawodna w takich przypadkach, Zapolska w dwu listach do Stanisława Janowskiego, pisanych jeszcze przed premierą:

„Napisz mi natychmiast, co to za awantura pomiędzy Mielewskim a Potockim. Jak to było? W każdym razie Potoc[ki] postąpił jak brus [cham]. Jest przecież inna droga, skoro dwóch kocha jedną kobietę, ale nie kij. Cóż pozostanie dla parobków!”

„Co do awantury Miel[ewskiego] itd. – to bardzo śliczna awantura i godna Miel[ewskiego]. Pamiętasz, jak on u mnie groził pięścią Ronikierowi wołając: «Ja biję!» To przecież zwyczajny parobek, a jako taki pełen żywiołowej siły. Przyb[yłko] zaś miła «kokieteczka», a więc musiało się skończyć na tym.”viii

Czyli nie Potocki pobił konkurenta kijem, ale Mielewski, który tworzył z Przybyłko w owym czasie widoczną parę. Jakieś napięcia musiały zaistnieć już podczas prób Kordiana. To schemat pierwszej układanki: Przybyłko, Mielewski, Potocki, który za pół roku zwycięży, zaślubiając Przybyłko. Ale to nie wyjaśnia jeszcze incydentu zakulisowego po premierze. Tu z pomocą przychodzi w swoich zapiskach Elżbieta Kietlińska, która nie lubi i nie ceni Tarasiewicza: „potwornie, ordynarnie brzydki”, „wszedł w modę u arystokracji” (zachwyt Stanisława Tarnowskiego), gdy „najlepiej w ton Słowackiego ugodził Mielewski jako Nieznajomy: przeleciał z nim przez scenę jakiś porywający wiew jak za błyskawicą i wstrząsnął. To by dopiero był Kordian! […] a Michałka [Tarasiewicza] adorują tak głośno, że aż pfe. I to nie podlotki – przecież na porządnym balu w garderobie dwie «damy» pobiły się o niego po buziach wachlarzami! Tarasiewicza mi obrzydziły do reszty.”ix

Druga układanka posiada więcej niejasności. Nie wiemy, która aktorka broniła swych praw do Tarasiewicza, który zbyt namiętnie rozrywał perły na mocno odsłoniętej szyi Violetty – i „zaszalał”. Bednarzewska nie miała chyba powodu, choć nie tak dawno pobiła Pomian (Solską). Nie ma natomiast wątpliwości, że ofiarą tej bójki wachlarzowej była Przybyłko – i to zapewne z poranioną/posiniaczoną twarzą. Stąd nagłe zastępstwo w roli Violetty, wykluczenie Przybyłko z Kordiana i odwołanie wyznaczonej na sobotę 2 grudnia premiery komedii Christierssona Dolly, „odłożonej z powodu niedyspozycji jednej z artystek grającej ważną rolę”x – Przybyłko. Z tego powodu nie grano też Bajki Schnitzlera, zapowiedzianej na czwartek 30 listopada, i dano Kordiana.

Kotarbińscy zareagowali nerwowo, wręcz alergicznie. Mieli żywo w pamięci bijatykę z 31 maja 1894 w garderobie Apollona Lubicza, aktora i drugiego reżysera, którego spoliczkował Eustachy Kotarbiński, kasjer i buchalter. Bracia Kotarbińscy stanęli solidarnie w obronie honoru i małżeństwa siostry Idalii, którą Pawlikowski porzuca dla Bednarzewskiej, jawnie akceptując demoralizację w swoim teatrze. Skutki tego incydentu okazały się dla wszystkich niszczące: Kotarbiński traci stanowisko głównego reżysera, muszą opuścić teatr krakowski Bednarzewska i Lubicz, Pawlikowski zacznie – szczęśliwie – pisywać listy do swej ukochanej do Lwowa.

Krajobraz po bitwie listopadowej roku 1899 pozostaje niezmieniony. Może to zasługa mimowolnej bohaterki – Marii Przybyłko, o której Lucyna Kotarbińska we wspomnieniach napisze:

„był to jasny promień sceny. Talent, uroda, wdzięk wrodzony – na deskach, humor i pogoda – za kulisami, czyniły ją elementem wiecznie pożądanym. Otoczona zachwytem dla artystki, a sympatią dla kobiety, zawsze najlepszej koleżanki.”xi

Kotarbińska wskazuje jeszcze, że „była figlarna”. I ten przymiot tłumaczy, być może, najlepiej całe „zajście” z Kordianem. Porwani pięknym wierszem Słowackiego grali wiernie, oddali się sugestywnym igraszkom scenicznym, radosnej zabawie, z pewnością przekraczając ówczesne normy obyczajowe. Przybyłko pozostanie w bliskiej przyjaźni i z Mielewskim, i Tarasiewiczem, przez wiele lat z upodobaniem będą grywać obok siebie. Bednarzewska natomiast stanie się ostatecznie dla Przybyłko zapowiedzią wszystkich nieszczęść. Ile razy drogi ich się skrzyżują, spłoszona Przybyłko ucieka, nie próbuje nawet rywalizować.

Jedynie poczciwi Kotarbińscy ze swym urazem moralnym wykreślą wstydliwie to zdarzenie z kart historii i nie pozwolą, by choć raz jeszcze ta para mogła pojawić się w willi włoskiej z Kordiana na ich scenie.

Przypisy:

i J. Kotarbiński, W służbie sztuki i poezji, Warszawa 1929, s. 21-22, 28.

ii Ibidem, s. 26.

iii J. Kotarbiński, Ze świata ułudy, Warszawa 1926, s. 292.

iv J. Kotarbiński, W służbie sztuki i poezji, op. cit., s. 26.

v J. Słowacki, Kordian, egz. teatr., Biblioteka Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, nr inw. 6013. Liczne zdigitalizowane egzemplarze nadesłała mi Diana Poskuta-Włodek. Dziękuję serdecznie.

vi W. Prokesch, „Kordian” na scenie krakowskiej, „Nowa Reforma” 28 XI 1899 nr 272.

vii K. Tetmajer, „Kordian” w teatrze miejskim, „Głos Narodu” 28 XI 1899 nr 271.

viii G. Zapolska do S. Janowskiego, [Lwów, 22? XI 1899; Lwów, 24 XI 1899], Listy Gabrieli Zapolskiej, t. I. Zebrała Stefania Linowska, wstęp Od Redakcji Edward Krasiński, Warszawa 1970, s. 731, 732.

ix E. Kietlińska, Wrażenia i wspomnienia młodej teatromanki. Wstęp i opracowanie Jan Michalik, Kraków 2012, s. 117.

x Z teatru, „Głos Narodu” 29 XI 1899 nr 272.

xi L. Kotarbińska, Z za kulis teatru. Wspomnienia i refleksje, Warszawa 1933, s. 183-184.