Adam Domalewski / DLA MNIE TO WSZYSTKO

Cudzoziemka Marii Kuncewiczowej, reżyseria Katarzyna Minkowska, Teatr Polski w Poznaniu.

Reżyserce Katarzynie Minkowskiej oraz pozostałym twórcom spektaklu na podstawie Cudzoziemki Marii Kuncewiczowej udało się znakomicie – bo i nienachalnie – uwspółcześnić adaptowaną powieść. Oglądamy pogrzeb Róży Żabczyńskiej, tak jakby dział się tu i teraz, obok nas. Sama zaś bohaterka nie daje o sobie łatwo zapomnieć – jako „duch” uczestniczy w skromnej ceremonii, stale ją ocenia i komentuje. Dyryguje. I najchętniej wszystko by zmieniła.

Od pierwszych scen uwagę przykuwa elegancja żałobników i prezencja samej Róży (Alona Szostak) – ich dbałość o stronę estetyczną uroczystości, o jej otoczkę. W rozgrywanym na widowni prologu bohaterka wita nas radosna i zachwycona – mówi, że to wszystko dla niej, że za chwilę na jej pogrzeb przyjadą córka i syn, że obejrzymy prawdziwy teatr. W szykownej czarnej sukience i bujnych siwych włosach wygląda zjawiskowo – jakby śmierć nie miała do niej żadnego dostępu i niczego nie była w stanie popsuć. Zawiera się w tym jednak także złowieszczy element – Róża wyglądem nieco przypomina czarownicę. Grobową atmosferę kreuje także muzyka, grana ze sceny na żywo przez Orkiestrę Antraktową Teatru Polskiego. Podniosła chwila nie trwa jednak długo.

Na scenę – zaprojektowaną jako świecka kaplica żałobna, z ciemnoniebieskimi kotarami i szpitalnym metalowym łóżkiem jako symboliczną, usłaną kwiatami trumną – wkraczają kolejno członkowie rodziny Róży i burzą jej spokój. Na nowo wybuchają konflikty, choć ani mąż Adam (Andrzej Szubski), ani dzieci – Marta i Władysław (Monika Roszko i Michał Sikorski) – nie słyszą tego, co mówi zmarła postać. Wiedzą jednak, czego by oczekiwała i co w sterylnej przestrzeni i tak by jej wadziło. Ten teatralny koncept, przy całej jego umowności, sprawdza się świetnie – ukazuje bowiem, jak głęboko uwewnętrzniony został przez bohaterów głos Róży, jak przerażająco głęboki ślad wywarła jej osobowość na ich dalszym życiu. Choć w spektaklu obecne są także inne wątki – dotykające m. in. kwestii narodowej obcości i klasowego awansu – na pierwszy plan wybija się jednak problem rodzinny: przejęcia kontroli nad własnym życiem w obliczu tyranizującej figury matki (a także żony i babci).

Kolejne sceny odsłaniają przed widzami bezwzględny wpływ, jaki Róża wywarła na swoją rodzinę. Jedynie całkiem uzależniony od jej zdania syn Władyś może liczyć na wsparcie i przychylność rodzicielki. Wszystkim pozostałym, którzy nie chcą się jej podporządkować, niespełniona śpiewaczka zarzuca brak ambicji i talentu, do każdego ma niekończące się pretensje. Marta, choć pod wpływem matki zdecydowała się na karierę muzyczną, odmawia wykonania pieśni na jej pogrzebie. Krążąca po scenie Róża zafunduje jej zza grobu stosowną lekcję – sama zaśpiewa o niebo lepiej, a oprócz tego obrzuci córkę wyzwiskami. Jeszcze gorzej traktuje żonę Władysława, Jadwigę (Kornelia Trawkowska) – jako osobę drugiej kategorii („takie byle co”), prostaczkę niezasługującą na bycie żoną ukochanego syna. Wreszcie prawdziwą furię wywoła u niej cichy i ustępliwy Adam – zamiast powieściowego pogodzenia się małżonków widzowie oglądają niekończącą się tyradę Róży na temat wad męża i jego fatalnego wpływu na jej życie (bohaterka nigdy nie wybaczyła mu tego, że pogodził się ze śmiercią Kazia, ich drugiego syna). Sama uroczystość także nie spełnia jej oczekiwań – brakuje fortepianu i ukochanych kwiatów. „To wszystko nie tak”, „to nie tak miało wyglądać” – te słowa powracają ze sceny.

W zadziwiający sposób spektakl nie zmienia się jednak w seans nienawiści z kobietą-potworem w roli głównej. To zasługa kilku czynników – w tym na pewno zachwycającej kreacji Alony Szostak jako Róży. Aktorka gra kontrastowo; w poszczególnych scenach nie stroni od delikatności, odsłania kolejne zranienia, których jej postać doświadczyła jako imigrantka („kacapka” i „Kreolka” zarazem). Róża to przecież także kobieta przez całe życie nieszczęśliwie zakochana. Te wszystkie aspekty jej osobowości zostają na scenie umiejętnie wydobyte – a to w bezpośrednich zwrotach do publiczności, a to w interakcji z przybyłym na pogrzeb ukochanym Michałem (Michał Kaleta). W tym rozpoznaniu – chyba najsilniej – zawiera się aktualność (a także psychologiczna wiarygodność) przedstawienia Katarzyny Minkowskiej: bycie ofiarą wrogości i osobą skrzywdzoną nie chroni przed powielaniem przemocowego schematu. Róża niepostrzeżenie zamieniła się w krzywdziciela: jej narcyzm, nadmierne wymagania, przenoszone na innych niespełnienie i wypominane im poświęcenie zatruwają życie najbliższych. Najpełniej zdaje się to zresztą rozumieć Jadwiga, która w swojej mowie pogrzebowej wygrania teściowej to, że udzieliła bliskim twardej życiowej lekcji (jak zaciskać zęby, znosić ból, zachowywać pozory i nie okazywać czułości – jeśli nie jest drogą do celu itd.). Ta oskarżycielska przemowa jest jednym z najmocniejszych punktów spektaklu.

Wcześniejsze przemówienie w wykonaniu Władysława jest z kolei przerysowane i humorystyczne. To inny jeszcze, ważny element przedstawienia, sprawiający, że nie wyczerpuje się ono w formule dramatu psychologicznego. Władyś odgrywa przed trumną matki prawdziwy teatr – jest do cna snobistyczny i przeintelektualizowany, popada w samozachwyt i pretensjonalność. W każdym wypowiadanym zdaniu stara się podkreślić swoje kulturalne wysublimowanie. Całość wypada żenująco i śmiesznie, podobnie jak nieco przypadkowy przyjazd na pogrzeb wielkiej miłości zmarłej kobiety – Michała. Tych dwóch mężczyzn łączy jeszcze wątek domniemanego ojcostwa Bądskiego – ostatecznie wykluczonego – ale również ukazywany w komiczny sposób. Lżejszy ton, pojawiający się na scenie głównie za sprawą tych dwóch postaci, wprowadza do przedstawienia cenny kontrapunkt. Co nie zmienia faktu, że w snobizmie Władysława ujawnia się ważna dla Róży kwestia aspiracji do klasy wyższej. To kolejne aktualnie brzmiące ze sceny ostrzeżenie – przed przekroczeniem właściwej miary w zabieganiu o materialny sukces, przed wyparciem własnego pochodzenia i popadnięciem w śmieszność.

W tytułowym wymiarze obcości i odrzucenia Cudzoziemkę także udało się twórcom przekonująco zaktualizować dzięki obsadzeniu w roli Róży wspomnianej Alony Szostak – aktorki rosyjskiego pochodzenia, mającej za sobą długoletnie doświadczenie emigracji do Polski. Jej biograficzne ścieżki świetnie korespondują z losami bohaterki, w oczywisty sposób uwiarygodniają postać Róży. A przy tym, co warte podkreślenia, w spektaklu wątków tych się właściwie nie eksploatuje – twórcy nie ulegli modzie na epatowanie ze sceny szczegółami życiorysów. Rola Szostak i bez tego jest przejmująca, a forma spektaklu Minkowskiej nie wymaga podkreślania paraleli między fikcją a rzeczywistością.

Ze zderzenia z umarłą Różą zwycięsko wychodzi przede wszystkim Marta. To ona – w odróżnieniu od swojego brata – stara się zrzucić z siebie gorset wymagań, sądów i gotowych rozwiązań narzuconych jej przez matkę. A przy tym zarzuca Władysławowi, że nigdy jej nie wspierał – czy to w próbach sprostania rodzicielskim wymaganiom, czy to w ucieczce przed nimi. Pod koniec przedstawienia rodzeństwo przez dłuższy czas leży pod łóżkiem–trumną matki. To zapadający w pamięć obraz – mimo wszystkich dzielących ich różnic Martę i Władysława łączą w końcu te same bolesne doświadczenia. I nadal są dziećmi, które kładą się na podłodze, nie zważając na okoliczności. Finał przedstawienia przynosi powrót do rytuału – rodzina żegna zmarłą, wyświetla zdjęcie zrobione jeszcze z jej udziałem (które jest jednak dziwnie nieostre – wieszczące w ten sposób uwolnienie od niej?). Kwiaty, muzyka, zasypywanie piaskiem – czy to możliwe, że naprawdę odeszła? Chyba tak, skoro nawet Władysław stara się odnowić relacje z ojcem i zaprasza go wraz z nową partnerką do Rzymu.

Cudzoziemka Autor: Maria Kuncewiczowa. Reżyseria: Katarzyna Minkowska; adaptacja: Katarzyna Minkowska, Tomasz Walesiak; dramaturgia: Tomasz Walesiak; muzyka: Wojciech Frycz; choreografia: Aneta Jankowska; scenografia: Katarzyna Minkowska, Łukasz Mleczak; kostiumy: Łukasz Mleczak; światło: Paulina Góral (asystent – Maciej Kaszyński); wideo: Agata Rucińska; kierownictwo muzyczne: Adam Domurat; asystent kierownika muzycznego: Jakub Czerski. Spektakl z towarzyszeniem Orkiestry Antraktowej Teatru Polskiego w Poznaniu. Obsada: Alona Szostak, Monika Roszko, Kornelia Trawkowska, Barbara Krasińska, Michał Sikorski, Andrzej Szubski, Mariusz Adamski, Michał Kaleta. Teatr Polski w Poznaniu, premiera 9 października 2021.