Adam Domalewski / UŚMIECH I WĄS WOYZECKA

Woyzeck Georga Büchnera, reżyseria Zdenka Pszczołowska, Teatr Nowy w Poznaniu.

Woyzeck to moim zdaniem najlepsze jak dotąd przedstawienie tego sezonu w Poznaniu. Zdenka Pszczołowska przygotowała spektakl gęsty i angażujący widza, unikając popadania w groteskę czy naturalizm. Z niezwykłego dramatu Georga Büchnera – konsekwentnie i ciekawie uwspółcześnionego – powstał kawał porządnego teatru psychologicznego ozdobionego elementami widowiskowymi (przede wszystkim choreograficznymi).

Mało który wybór repertuarowy byłby dla mnie bardziej obiecujący i ciekawy – na Woyzecka w teatrze czekałem od dawna (ostatnio wyreżyserowali go w Warszawie Grzegorz Jaremko i Piotr Cieplak, tym niemniej Büchner nadal gości na polskich scenach raczej rzadko). W Poznaniu jego najsłynniejszą sztukę wystawiono dotąd tylko dwa razy. W czerwcu 1959 zagrano polską prapremierę w reżyserii Marka Okopińskiego i scenografii Piotra Potworowskiego – która stała się głównym powodem pozbawienia Tadeusza Byrskiego dyrekcji w Teatrze Polskim – oraz w roku 1997 w realizacji Mateusza Bednarkiewicza. Zapewne do tych dwóch inscenizacji chciano nawiązać w sezonie jubileuszowym Teatru Nowego, ale dla Woyzecka nie potrzeba specjalnego pretekstu. W dodatku spektakl Pszczołowskiej broni się i sądzę, że pozostanie w repertuarze na długo.

Każdy, kto zna dramat Büchnera, docenić powinien skalę i zakres dramaturgicznego opracowania tekstu, zgodnego z powszechną obecnie praktyką. Pszczołowska, zachowując większość scen niedokończonego dramatu, wprowadziła do przedstawienia ramę narracyjną w postaci śledztwa w sprawie zabójstwa Marii Lenz (Martyna Zaremba-Maćkowska) prowadzonego przez dwóch niezbyt wyrafinowanych policjantów: Artura Schneidera (Michał Kocurek) i Krystiana Klarusa (Sebastian Grek). Ta kryminalno-filmowa konwencja jest dobrze zestrojona (jeden z nich jest bardziej, a drugi mniej rozgarnięty), pozwala utrzymać napięcie i rozegrać sceny, które znajdują się jakby na marginesie historii samego Woyzecka. Chyba można to uznać za największą innowację tej adaptacji – akcja nie koncentruje się wyłącznie na tytułowym bohaterze, który długimi fragmentami pozostaje w cieniu.

W poznańskim spektaklu historia dzieje się niemal współcześnie – służba Woyzecka (Jan Romanowski) w wojsku miała miejsce w Afganistanie. Po powrocie do kraju zatrudnił się jako elektryk. Maria jeździ taksówką, a jej kochanek – zwany Tamburmajorem (Łukasz Schmidt) – jest znanym lokalnie aktorem. Owe obowiązkowe obecnie modernizacje są naddatkiem nad psychologiczną istotą spektaklu.

Na scenie udało się wykreować Büchnerowski niepokój (nawet jeśli nie wynika on z gorączkowości, a raczej z apatii), co uznaję za główną siłę przedstawienia. Śledczy przesłuchują kolejnych świadków, a widzowie obserwują – niczym w retrospekcjach – dziwne i podejrzane sytuacje poprzedzające zbrodnię (na przykład sprawa tajemniczych kolczyków, otrzymanych przez Marię od znajomego mężczyzny). Niemal cały czas w tle pobrzmiewa dudniąca muzyka, kreując gęstą atmosferę. No i ostał się niekiedy niepodrabialny język Büchnera, do którego w dopisanych scenach nie udało się jednak zbliżyć. Inne postaci zwracają się do Woyzecka per „on”, w kwestiach roi się od wykrzyknień, niedopowiedzeń i podtekstów (zdaniem Woyzecka księżyc wschodzi czerwono „jak żelazo we krwi”). Pojawiają się słynne zwierzęce metafory: śledczy interesują się zabiciem psa poprzedzającym zabójstwo Marii; słyszymy też, że Woyzeck stał się myszą we własnym domu, gdzie grasował kot.

Kreacja grającego główną rolę Jana Romanowskiego jest elektryzująca. Woyzeck zawsze będzie traktował o chorobliwej zazdrości, ale bohater Romanowskiego nie ma w sobie nic diabolicznego czy – powiedzielibyśmy dziś – toksycznego. I jest to tyleż paradoksalne, co teatralnie znakomite. Z uśmiechem na ustach, gęstą czupryną i śmiesznym wąsem uwodzi nas ten Woyzeck swym urokiem, który pasowałby bardziej do krotochwilnej komedyjki, a drzemie przecież w takim pomyśle nie lada siła. Właśnie takiego Woyzecka chciałem zobaczyć – pogubionego, ale nie przerażającego; pełnego dziwactw i natręctw, ale nie psychopatę; ofiarę okoliczności i niewłaściwej medycznej kuracji zamiast męskiej kreatury (będącej zawsze łatwym celem dla tendencyjnego teatru). Inną znakomitą rolę zbudował Bartosz Włodarczyk jako niewydarzony Karol Woch, sąsiad Woyzecka, który drwi ze śledczych, przyznając się do zbrodni. Najmłodszy stażem aktor Teatru Nowego po raz kolejny przykuwa uwagę niewielką, drugoplanową rolą – to niewątpliwie świetny nabytek zespołu prowadzonego przez Piotra Kruszczyńskiego.

Poznańskie przedstawienie byłoby całkowicie znakomite, gdyby nie pojawiające się miejscami problemy z ekonomią opowieści. W drugiej części spektaklu, gdy główny bohater na długo znika ze sceny, a śledczy przesłuchują jego ojca (Aleksander Machalica) i matkę (Maria Rybarczyk), robi się nieco schematycznie i powtarzalnie. Postacie drugoplanowe pojawiają się jedna za drugą, ale ich udział w sprawie wydaje się coraz mniej przekonujący czy nawet czytelny. Te dramaturgiczne perturbacje nie trwają jednak długo; przedstawienie odzyskuje rezon wraz z pojawieniem się doktora Emila (Paweł Hadyński). Nie do końca przekonały mnie także wstawki choreograficzne, choć mają one niewątpliwe do spełnienia ważne zadanie – wnoszą element widowiskowy i humorystyczny, pozwalają więc widowni na chwilę się odprężyć. Tym niemniej ich przerysowana, nieco zbyt wdzięcząca się forma wydała mi się miejscami przesadzona. Poza tym aktorzy teatru dramatycznego (nie tylko tej konkretnej sceny) miewają problemy z wymagającymi scenami tanecznymi, co niestety widać także czasem i w Woyzecku, gdy choreografia postaci zdradza pewnego rodzaju ograniczenia ruchowe i synchronizacyjne samych aktorów.

Woyzeck Zdenki Pszczołowskiej nie tyle mnie więc bawił, co przede wszystkim satysfakcjonował w wymiarze nowoczesnego teatru psychologicznego. Weźmy jedyną scenę rozgrywaną w trójkącie: Woyzeck – Maria – Tamburmajor. Została ona świetnie rozegrana: bohaterowie siedzą na jednym stole i wspólnie karmią się ciastem, gdy dochodzi w końcu do konfrontacji między mężczyznami, a atmosferę można by kroić (nomen omen) nożem. Cienka granica między uśmiechem Woyzecka i wspólną, niewinną – wydawałoby się – zabawą a gniewem i mrocznymi, głęboko skrywanymi namiętnościami jest tu najciekawsza.

Woyzeck Autor: Georg Büchner; przekład: Barbara Witek-Swinarska; reżyseria i dramaturgia: Zdenka Pszczołowska; scenografia: Anna Oramus; kostiumy: Magdalena Mucha; muzyka: Andrzej Konieczny; video: Natan Berkowicz; choreografia: Oskar Malinowski. Teatr Nowy im. T. Łomnickiego w Poznaniu (Duża Scena), premiera 25 marca 2023.