Jarosław Jakubowski / „URODZINY”

Jarosław Jakubowski, fot. Krzysztof Kuczkowski

Osoby:

Bohater, Babcia, Dziadek, Matka, Ojciec, Żona, Wujek, Pani, Stendaper/Drugi, Dziewczynka, Chłopiec, Dziewczyny (x6), Ksiądz Janusz, Głos.

Na scenie mieszkanie Bohatera złożone z kuchenki, łazienki i pokoju z łóżkiem, dużą szafą i stołem przykrytym różnymi papierami. Papiery zresztą walają się w całym mieszkaniu. Bohater w piżamie, w łazience przed lustrem. Chlupot spuszczanej wody. Bohater robi miny. Dotyka ręką twarzy.

BOHATER:

Przepływa przeze mnie strumień wszystkiego

a sam jestem…

Lustereczko powiedz przecie…

To jest moja twarz

moje oczy mój nos usta

Patrzę na moją twarz

Dotykam mojej twarzy

Moja twarz zawsze jest ze mną

Bohater wychodzi z łazienki i widzi, że przy kuchennym stole siedzi Babcia. Babcia obiera jabłko, odkrawa kawałek po kawałku i zjada.

BOHATER: Babcia?

BABCIA: Nastaw radio. Zaraz będzie msza.

Bohater włącza radio i szuka właściwej stacji, słychać fragmenty muzyki, wiadomości, prognozy pogody, znowu muzykę. Wreszcie znajduje transmisję mszy św. Jest to zapis archiwalny homilii kardynała Stefana Wyszyńskiego.

KARDYNAŁ WYSZYŃSKI

„Wszystko zamyka się w granicach odpowiedzialności za własny Naród. Ważne jest więc uświadomienie sobie obowiązków osobistych i rodzinnych, domowych, społecznych, zawodowych, kulturalnych, religijnych, chrześcijańskich i katolickich. To wszystko razem tworzy całość obowiązków i praw. Oto zwięzły i krótki rachunek sumienia narodowego. Przeprowadźmy go w obliczu Tej, która «dana jest ku obronie narodu naszego». (…) «Któż z nas jest bez grzechu?». Nie oglądajmy się wokół na wszystkie strony. Zaglądajmy najpierw we własne sumienie, dowiadujmy się, w czym my sami nie dopisujemy; a wtedy zobaczymy, że ta bolesna dzisiejsza sytuacja jest jakąś szczęśliwą winą. To jest felix culpa, która doprowadza nas do zrozumienia naszych obowiązków wobec własnej Ojczyzny i zadań, które są do wypełnienia.”

BOHATER: Chce babcia herbaty albo kawy?

BABCIA: Zbożową mi zrób. A ile ty masz lat Wojtusiu?

BOHATER: Czterdzieści siedem. Nie ma zbożowej, tylko rozpuszczalna.

BABCIA: Czemu tu tak zimno? Napal w piecu.

BOHATER: Pieca też nie mam.

Pamiętam jak stawało się nad blachą

a pod nią wesoło tańczył ogień

BABCIA: A co ty chcesz robić w życiu Jacusiu?

BOHATER: Nie wiem, babciu. Kiedyś chciałem być podróżnikiem, ale okazało się, że nie lubię podróżować.

BABCIA: Byłam raz w Jastarni. Mój Boże, czy to było przed wojną, czy po wojnie? Wszystko mi się miesza.

BOHATER: Niech się babcia trochę położy.

Babcia kładzie się do łóżka.

BABCIA: Nogi mnie bolą. Nasmarujesz mi żylaki?

BOHATER: Niech się babcia o nic nie martwi. Niech babcia odpocznie.

BABCIA: Dobry z ciebie chłopiec, ale do tej czarnej to już nie chodź. Ona nie dla ciebie.

BOHATER: Już do niej nie chodzę i ona nie chodzi do mnie.

BABCIA: Najpierw nauka szkoła, potem dziewuchy.

BOHATER: Jestem sam. Nie mam nikogo. Chce babcia wiedzieć, jak mi się życie potoczyło?

BABCIA: O, jak dobrze, jak dobrze. Zasłoń okno.

Babcia zasypia. Bohater wraca do kuchni. Tam Dziadek w żołnierskim mundurze.

BOHATER: Dziadek?

DZIADEK: Jeszcze dziś wyruszamy. Niemcy blisko.

BOHATER: Ale Niemcy już sobie poszli…

Odgłosy strzałów, bomb.

DZIADEK: Sześć lat stracone i na co to wszystko? W domu wszyscy zdrowi?

BOHATER: Zdrowi! Niech się dziadek rozgości.

DZIADEK: Wódki nie masz?

BOHATER: Odstawiłem.

DZIADEK: A ty to właściwie kto?

BOHATER: Andrzejek. Pamiętam dziadka ze zdjęcia w tym mundurze.

DZIADEK: Stare karabiny nam dali i po garści naboi. Sześć lat stracone.

BOHATER: Wojna już się skończyła. Porodziły się dzieci. Porosły drzewa.

DZIADEK: Wygraliśmy?

BOHATER (długo się zastanawia): Tak, to znaczy nie… Nie wiem.

DZIADEK: Przyniosłem parówek.

GŁOS:

Nie poddawaj się

wczoraj udało ci się zamknąć jeden pierścień

Dziś masz szansę zamknąć wszystkie

Jeszcze trochę!

BOHATER: Wiele się zmieniło, dziadku. Świat stał się mały i niejasny jak pantofelek.

DZIADEK: No, na mnie już czas. Mamy zbiórkę na rynku.

BOHATER: Nawet dziadek butów nie zdjął.

DZIADEK: Przeklęta wojna.

Dziadek wychodzi. Słychać przejeżdżające kolumny wojska i ludności cywilnej.

BOHATER: To nie wojna, tylko przegrupowanie sił.

Bohater siada przy stole, przegląda wiadomości na laptopie.

BOHATER:

Gwiazda serialu została morsem

Jej zdjęcie wywołało lawinę

Najgorsze przed nami

Wielki mróz zaatakuje Europę

Nowo obostrzenia od soboty

Piętnastolatek zamordował trzynastolatkę

Była w ciąży

Mocne słowa księdza

Burza po filmie

Ciało w walizce w hotelu

Nowe fakty

GŁOS:

Oddychaj

Nie ruszaj się

Skup się na swoim oddechu

Nawet minuta oddechu pomaga pokonać stres

Wchodzi Pani z głębokim dekoltem, staje za Bohaterem i pochyla się nad nim.

PANI: A cio to chłopcik ogląda? A fe, nieładnie.

BOHATER: Co pani? Kim pani jest?

PANI: Nie pamiętasz mnie Witku? Podglądałeś, a potem o mnie śniłeś. Jestem.

BOHATER: A, to pani. Miałem wtedy trzynaście lat. Inaczej sobie panią wyobrażałem.

PANI: Nie. Dokładnie tak. Możesz ze mną zrobić co zechcesz.

BOHATER: Ale ja nie wiem, nie mam czasu, muszę przygotować zestawienie i bilans. Poza tym łóżko jest już zajęte.

PANIA: Wyobrażałeś mnie sobie nie tylko w łóżku.

BOHATER: To prawda. Kochałem panią. Była pani jutrzenką mojego pacholęctwa.

PANI: Lolobrigida. Tak mnie nazywałeś.

BOHATER: Być może, ale teraz muszę…

PANI: Jestem tylko twoja. Pamiętasz, jak śniłeś nas na łódce, na środku jeziora w księżycową noc? Mówiłeś…

BOHATER: Nie pamiętam.

PANI: Mówiłeś przez sen: kocham panią Lolobrigida, marzę o pani na jawie i we śnie. Ach, jak delikatnie pieściłeś moje piersi… Pamiętasz?

BOHATER: Wiele zaszło w moim życiu, rozumie pani…

PANIA: Dziś są twoje urodziny.

BOHATER: Być może, od dawna nie obchodzę urodzin.

PANI: Ale dziś dostaniesz prezent.

BOHATER: Nie rozumiem, co się ze mną dzieje i czego chcą ci wszyscy ludzie.

Głos kobiecy zza drzwi.

GŁOS: Uuu, Misiu! To ja!

BOHATER (do Pani): Niech pani gdzieś się schowa. (wskazuje szafę) O, tu będzie dobrze. (zamyka Panią w szafie)

Wchodzi Żona.

ŻONA: No więc przemyślałam sobie to wszystko i zgadzam się.

BOHATER: Na co?

ŻONA: Zostać twoją żoną, Misiu.

BOHATER: Żoną?

ŻONA: Ja będę twoją żoną, a ty moim mężem. Będziemy mieli domek, a w domku dzieci. Ile chciałbyś mieć dzieci? Ja dwoje, dziewczynkę i chłopczyka.

BOHATER: To niemożliwe.

ŻONA: A jednak. Nie kocham cię, ale wiem, że z czasem pojawi się między nami wzniosła, dojrzała przyjaźń. To przecież najważniejsze w małżeństwie.

BOHATER: Wiesz, jestem dziś trochę chory…

ŻONA: Jeszcze przed ślubem koniecznie się przebadaj. Ja też się przebadam. Chcę być pewna, że dzieci będą zdrowe.

BOHATER:

Zostawiłem cię

stchórzyłem

byłem niegotowy

Wciąż jestem niegotowy

GŁOS

Ruszaj się!

Nawet minuta ruchu

dobrze wpłynie na twoją kondycję!

Bohater wykonuje jakieś ćwiczenia.

ŻONA: Chciałabym, żeby nasz ślub odbył się w czerwcu. W czerwcu jest tak pięknie. Cała dolina tonie w zieleni i pachnie kwieciem. A teraz możesz mnie pocałować. (Bohater nieśmiało zbliża usta do ust Żony) Tylko mnie nie potargaj, dopiero co byłam u fryzjera. Bohater odskakuje.

BOHATER: Byłem tak stremowany, że niczego nie pamiętam. Jakbym to nie ja wtedy stał

przed ołtarzem, tylko ktoś obcy.

ŻONA: Nie martw się, jakoś sobie poradzimy. Nie kocham cię, ale to nic. To nic. Nie kocham cię, ale w pewnym wieku trzeba się na coś zdecydować.

BOHATER:

To nic

to przemęczenie

zamknięcie

długie dni w odosobnieniu

ŻONA: Czy ty aby nie masz gorączki?

BOHATER:

Tak
mam gorączkę

od wielu lat

odkąd pamiętam

mam gorączkę

ŻONA: Jeśli o mnie chodzi, to od poezji wolę biografie znanych ludzi.

BOHATER:

Tu nic się nie klei

nic się z sobą nie łączy

przepływa przeze mnie strumień brudów i odpadków

plugastwa i obrzydlistwa

głupoty i pospolitości

i sam już się od tego strumienia nie odróżewiczam

ŻONA: Na przykład była sobie królewna a może księżniczka Nie to była aktorka grająca księżniczkę a może księżniczka grająca aktorkę i ta aktorka okazała się dzieckiem z nieprawego łoża króla a może papieża popartu albo opartu w każdym razie przyłapano ich w apartamencie przy użyciu aparatu Zresztą ten król popełnił samobójstwo ale raczej to było zabójstwo bez udziału osób trzecich więc musiały być osoby drugie i ta księżniczka potem napisała książkę i dostała hopla i nobla ale prawdziwym autorem był ten jej przyszywany syn albo mąż syna i teraz sprawa jest w sądzie gazetach telewizji

GŁOS

Masz jeszcze czas

na zamknięcie pierścieni

wstań i poruszaj się!

BOHATER: Zostań, zaraz zrobię coś do picia jedzenia.

ŻONA:

Muszę jeszcze spotkać się z koleżankami

pojechać na zakupy

pojechać na Borneo Borne Sulinowo

załatwić to i owo

BOHATER: Szkoda, że nam nie wyszło.

ŻONA: Zamówiłam już dla ciebie garnitur, tylko postaraj się nie przytyć, no pa, pa.

Żona wychodzi szybko.

BOHATER:

Dziś są moje urodziny

Urodziłem się w środę

w poniedziałek poszedłem do szkoły

w piątek uzyskałem dyplom

we wtorek zapłonąłem pierwszą prawdziwą

miłością

a w czwartek

Wszystko się kręci wiruje leci w górę w dół na boki

Jestem strasznie zmęczony

chociaż dopiero co wstałem

jestem strasznie zmęczony

chociaż niczego nie zrobiłem

nie zbudowałem domu

nie miałem czasu na syna

a moje drzewo już dawno wycięte

Dopiero teraz Bohater dostrzega obecność Wujka.

WUJEK: Nie masz pożyczyć dwustu złotych?

BOHATER: Wujek.

Witaj wujku

niech wujek siada

zaraz poszukam

nie mam ale mogę wujkowi przelać

niech wujek poda numer

Wujek odsłania przedramię, na którym jest wytatuowany numer obozowy.

BOHATER: Głodny wujek?

WUJEK: Głodny.

BOHATER:

Mam trochę chleba

i masło i ser

herbaty wujek też dostanie

dobra herbata wie wujek?

Niech wujek je pije

Ja bym chciał wujka

wujkowi dla wujka

No niech wujek opowiada

ja wujka nie poznaję

ale niech wujek opowiada

ze szczegółami

postaram się wszystko zapamiętać

WUJEK: Miałbyś pożyczyć dwieście złotych?

BOHATER: Mam tylko dwadzieścia.

Daje wujkowi.

WUJEK: Na ryby bym pojechał

i na grzyby

i gołębie bym trzymał

i motor naprawiał

ręce ze smaru wycierał w szmatę

i ta szmata by potem długo tym smarem

pachniała

BOHATER: Jest zakaz wujku

zakaz ryb zakaz grzybów

zakaz gołębi zakaz brudzenia rąk

Nie wolno wujku

Ale niech wujek opowie niech opowie

WUJEK: A ty ile masz lat, Stasiu?

BOHATER: Siedem.

Wyją syreny fabryczne.

WUJEK: Tak samo wyją. Uwaga uwaga, ko-ma trzy.

BOHATER: Co też wujek. To tylko strajk.

WUJEK: Ja nic nie wiem.

Nic nie pamiętam

z ulicy zgarnęli

rower zabrali rowerem

bym pojechał

a tam w lesie była taka polana

z wrzosami po pas

po pas

nigdy już nie widziałem

takich wrzosów

BOHATER: Wujku, już po wszystkim, wszystko przed wujkiem.

Ulicą przejeżdżają czołgi.

WUJEK: Nastaw radio.

BOHATER: Nie trzeba, wiem co powie. Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Może być?

Walenie w drzwi.

WUJEK: Przechowasz mnie?

BOHATER: Ale wujku…

WUJEK: Tylko na jakiś czas, aż to wszystko się jakoś uspokoi.

BOHATER: Nic się nie uspokoi, wujku.

WUJEK: Może być w tej szafie. Nie będę ci zawadzał. Od czasu do czasu tylko daj chleba i wody.

BOHATER: Dobrze wujku.

Bohater otwiera szafę i Wujek wchodzi do środka.

Po zamknięciu szafy Bohater widzi stojącą przed sobą Dziewczynkę.

DZIEWCZYNKA: Proszę pana, niech mi pan da truciznę. Ja już nie chcę żyć.

BOHATER: Ty nie jesteś prawdziwa, ty jesteś z filmu.

DZIEWCZYNKA: Nazywam się Marysia Malinowska i umiem modlitwę. Ojcze Nasz, któryś jest w niebie…

BOHATER: Kiedyś bawiłem się w wojnę. Zawsze byli Niemcy i Polacy. Nikt nie chciał być Niemcem. Miałem drewniany karabin.

DZIEWCZYNKA: Ja mam dobry wygląd.

BOHATER: Chociaż nie. Kiedy kopaliśmy w ziemi nasze „okopy” i trafialiśmy na kamień, to zawsze mówiło się „żydek”. I mówiło się „nie bądź Żydem” kiedy kolega nie chciał dać się napić oranżady.

DZIEWCZYNKA: Pan doktor powiedział, że mogę u pana mieszkać.

BOHATER: Ale ja nie mogę bo widzisz

to wszystko

to wszystko jest sztuczne i wymyślone

DZIEWCZYNKA: Tylko na jakiś czas. Ja będę cicho. Ja umiem być bardzo cicho.

BOHATER: Chciałbym, żebyś mogła żyć i żebyś była w tym życiu szczęśliwa i żebyś nigdy nie musiała się bać, ale widzisz, to nie jest moja sprawa.

GŁOS

Nie odpuszczaj!

Oddychaj!

Nawet minuta oddechu wspomaga kreatywność!

Pojawia się Stendaper i rechocząca publiczność.

STENDAPER: Grupa Żydów w obozie udaje się do Hansa.

– Hans zbuduj nam dom.

– Nie zbuduję wam domu.

– Hans, ale ty taki dobry jesteś. Zbuduj nam dom.

– Dobrze, ale jak któregoś zobaczę w oknie, zastrzelę wszystkich.

Hans zbudował szklarnię.

Rechot.

Za jakiś czas przyjeżdża kolejny transport Żydów i grupka udaje się do Hansa.

– Hans, zbuduj nam basen. Tak nam się tu nudzi.

– Nie zbuduję wam basenu.

– Hans, ale ty taki dobry jesteś, zbuduj nam basen.

– Hans w końcu zbudował basen, ale zamiast wody wlał kwas solny. Zawołał Żydów i mówi:

– Wskakujcie, który pierwszy dopłynie, wygrywa wolność.

Żydzi płyną, nagle jeden mówi:

– Hans, ale ty nas rozpuszczasz…

Rechot

Auschwitz. Żydzi stoją w kolejce do komory gazowej. Jeden woła:

– Nie pchajcie się tak, bo się tu podusimy!

Rechot

– Mojsze! Ale ty masz śliczny zegarek!

– Podoba się pani? To tatuś mi sprzedał, kiedy umierał.

Diabelski rechot.

BOHATER: Dziewczynko, gdzie jesteś?

DZIEWCZYNKA: Ukryłam się

w cukierniczce

w młynku do kawy

w paprotce

lakierze drzwi

kurzu za szafą

BOHATER: Muszę dojść do siebie

Kiedyś człowiek dochodził do siebie

po długiej chorobie

cierpliwie znoszonych cierpieniach

dochodził do siebie odchodził do Domu Ojca

albo wracał z dalekiej podróży

do siebie

Dziś nie wiadomo jak dojść

do siebie którędy

jakim kierować się wołaniem światłem

Kiedyś człowiek szedł po śladach

umiał czytać ślady

ale ślady rozbiegły się rozpełzły

zostały zadeptane

Wchodzą Ojciec i Matka.

MATKA: Znowu pisze wiersz.

OJCIEC: Gada do siebie.

BOHATER: Myślałem

będę rozmawiał z umarłymi

i oni powiedzą mi

nareszcie wszystko

GŁOS

Twoja izolacja została z urzędu przedłużona!

BOHATER: Ale umarli milczą

nieruchomi jak ptaki

zimą

MATKA: Bardzo ciężki poród miałam. Nie chciał ze mnie wyjść.

OJCIEC: Bał się. Świata, ludzi, pracy. Trzeba pracować, pracować i myśleć, ale przede wszystkim pracować. Praca stwarza człowiekowi trwałe ramy dla jego egzystencji i tak dalej.

BOHATER: Ja pracuję, tatusiu. Kiedyś tu było nawet moje biurko. Pod tymi papierami. Jestem strasznie zajęty, wiesz?

MATKA: Wiemy czym jesteś „zajęty”.

OJCIEC: Trzynastego stycznia roku dwa tysiące dwudziestego pierwszego wszedłeś na stronę porno.

MATKA: Trzydziestego listopada roku dwa tysiące dwudziestego też wszedłeś. Trzy razy!

BOHATER: Kiedyś czułem się samotny, ale dziś mam wielu przyjaciół. Zobaczcie sami. Małgorzata: Jestem znudzona. Dotrzymasz mi towarzystwa?

Mirosława: Lubię cię.

Grażyna: Zakochałam się w tobie.

Bożena: Dziewczyny chcą się z tobą spotkać.

Alina: Chcę cię dzisiaj zobaczyć.

Władysława: Chcę dzisiaj uprawiać seks.

OJCIEC: Dosyć! Brakuje ci zajęcia, ruchu, ot i wszystko.

BOHATER: Ruszam się

ruszam ręką

nogą

głową

językiem

wbrew pozorom

jestem bardzo ruchliwy

MATKA: Marnujesz się

starzejesz się

OJCIEC: Umierasz!

Trzeba żyć pracować

pracować!

BOHATER: Do Moskwy, do Moskwy!

MATKA: Jak zawsze kpi.

OJCIEC: Ze świętych spraw sobie kpi.

MATKA: Z ojca i matki.

OJCIEC: Z ojczyzny i matczyzny kpi sobie kiep!

BOHATER: Ja tylko patrzę przez okno.

MATKA: Podglądacz!

OJCIEC: Wstydziłbyś się

tylu przed tobą

tylu przed tobą!

Powstanie Styczniowe

Cud nad Wisłą

MATKA: Nasz Papież!

BOHATER: Czuję ten ciężar

ciągnę go za sobą

od przebudzenia do zaśnięcia

długi czarny odwłok

OJCIEC: Nie masz co do picia?

MATKA: Nie wolno ci. Pamiętasz? Musisz dać świadectwo.

BOHATER: Mam wodę i wódę.

MATKA: A słyszałeś gdzie to robiła ta no wiesz ta co grała w tym…?

OJCIEC: Na grobach się parzą i gżą!

MATKA: Na kościach naszych ojców i dziadów naszych.

BOHATER: Zostańcie

nie odlatujcie

dam wam chleba i ziarna

i słoniny

i może owoce jarzębiny się znajdą

OJCIEC: Praca

Kościół

Ramy

Ramy!

MATKA: Paprotka ci zwiędła. W tym domu wszystko marnieje.

Wychodzą.

GŁOS

Jeszcze nie udało ci się pobić

dziennego wyniku

Ruszaj się!

Rób coś!

Oddychaj!

BOHATER: Babcia. Babciu! Trzeba ci (widzi, że Babcia nie żyje) czegoś? Babciu dlaczego?

BABCIA: Daj mi spokój. Nie widzisz, że odpoczywam po całym życiu?

BOHATER: Ale dziś są moje urodziny.

BABCIA: Nasyp ptakom.

Bohater otwiera okno i sypie ptakom ziarno.

BABCIA: Słyszysz? To ich skrzydła. (śpiewa)

Ej przeleciał ptaszek kalinowy lasek,

Siwe piórka na nim zadrżały.

Nie płacz ty dziewczyno, nie płacz ty jedyna,

abo ci to świat mały?

Przykryj mnie

zaraz przyjdą

powiedz że mam tyfus

to mnie nie tkną

Wystrzały artylerii, chrzęst gąsienic czołgów.

BOHATER: Niech się babcia o nic nie martwi. Niech babcia sobie leży.

BABCIA: A za Niemca to polowaliśmy na szpaki. Szpaki dobre, tłuste, prawie jak gołąbki. A ty rosołku być nie zjadł, Grzesiu?

BOHATER: Nie jestem głodny.

BABCIA: No tak, wy nie jesteście głodni. Wykształceni, pokończyliście szkoły, ale nic nie wiecie.

BOHATER: Przepraszam, babciu. Niczego nie przeżyłem. Jakieś wakacje, całowanie w parku. Wołałem do niej przez strugi deszczu i samochodów. Niczego nie rozumiała. Nie usłyszała.

BABCIA: Nic nie znaczy nasza mowa

Kiedy do siebie szepczemy

Głos nasz jak suchej trawy

Przez którą dmie wiatr

BOHATER: Wślizgują się jak węże

pod pościel

pod powieki

dzień je przepędza

ale z nadejściem nocy wracają

Patrzysz na fałdy pościeli

i widzisz rozchylone uda

ciemną dolinę

czerwień róży

pokrytą kroplami rosy

zasypiasz nie widząc twarzy

demona nocy

Wstydzę się babciu za moje grzechy, bo one pokazują mi jaki jestem naprawdę, ale mój wstyd też jest prawdziwy, bo wstydzę się wyjawiać grzechy ludziom, którzy odrzucili pojęcie grzechu, dla których grzech jest tylko zakurzonym rekwizytem. Nie chcę o nic walczyć. Chcę mieć spokój. Rozumie babcia?

BABCIA: Popraw mi poduszkę. Nie trzeba się bać. Od nas nic nie zależy. Ufaj.

GŁOS

Podejdź do okna

stań w oknie

chcemy cię widzieć

chcemy widzieć że jesteś

w miejscu wskazanym

jako miejsce izolacji

Bohater staje w oknie.

BOHATER: Tam nic nie ma.

GŁOS

Podejdź bliżej do okna

chcemy mieć pewność że to ty

BOHATER: Czasem czuję, że moje życie się skończyło, a ja nie zauważyłem końca, zbyt zajęty.

Bohater patrzy na Babcię, która ma zamknięte oczy.

BOHATER: Twój ostatni oddech też przegapiłem

odwróciłem głowę

ale tam

nic nie było

Z łoskotem wpada Chłopiec. Bohater go ucisza.

BOHATER: Moja babcia umarła.

CHŁOPIEC: To co Grucha, idziesz z nami? Głupia Rózia powiedziała, że dziś nam pokaże. Robimy zrzutę. Po pięć złotych. Za pięć złotych zobaczysz sobie wszystko.

BOHATER: Ale ja już widziałem.

CHŁOPIEC: Powiedziała, że dziś wieczór będzie czekała za kaflarnią, wiesz tam gdzie ta morwa rośnie. I wtedy nam wszystko pokaże. Może nawet… dotknąć pozwoli? Jak myślisz?

BOHATER: Pozwoli. Głupia Rózia… Nie pamiętam.

CHŁOPIEC: A Władziu powiedział, że jak się całkiem nie rozbierze, to się nie liczy, ale chyba się rozbierze, co?

BOHATER: Na pewno się rozbierze. Chciałbym zobaczyć rudy płomyk w zagłębieniu białych ud.

CHŁOPIEC: Ja to jeszcze nigdy nie widziałem gołej baby. Siostra się nie liczy. Ale nie mów chłopakom, co?

BOHATER: Nikomu nie powiem.

CHŁOPIEC: Powiesiłem się jak miałem szesnaście lat. Tam za kaflarnią, na starej morwie. Strasznie się wszystko lepiło. No chodź, chłopaki czekają.

BOHATER: Jestem bardzo zajęty niczym.

CHŁOPIEC: Pożyczysz tego piątaka? Oddam ci jak będę miał!

Chłopiec wybiega.

BOHATER: Przemknął, przepadł. Nawet nie pamiętam jego twarzy i imienia. Podobno kochał się nieszczęśliwie w Głupiej Rózi, która kochała wszystkich.

GŁOS

Dziś znowu nie udało ci się

zamknąć wszystkich pierścieni

Ale nie poddawaj się

Walcz

Wchodzą Dziewczyny, ubrane jak kelnerki.

MAŁGORZATA: Dziś są twoje urodziny. Nie chcemy, żebyś czuł się samotny.

MIROSŁAWA: Przyszłyśmy, żeby cię pocieszyć.

GRAŻYNA: Bo życie mimo wszystko jest piękne.

BOŻENA: Chcemy, żebyś dziś to poczuł.

ALINA: Właśnie – nie zrozumiał, ale poczuł całym sobą.

WŁADYSŁAWA: Spełnimy każde, ale to każde twoje życzenie.

BOHATER: Chciałbym znowu mieć pięć lat i żeby w ogródku kwitły przebiśniegi i chciałbym wybiec z domu i w biegu dotykać dłonią żywopłotu i podskakiwać i wołać śpiewać

mam pięć lat

mam pięć lat

i chciałbym patrzeć na czerwoną kropelkę na palcu podobną do porzeczki

i chciałbym żeby to wszystko trwało nie powtarzało się ale trwało jak film który po chwili zapominasz i który w każdym momencie zachwyca cię na nowo.

MAŁGORZATA: A fe, nieładnie tak ciągle wracać do przeszłości.

BOHATER: I chciałbym mieć lat dziesięć albo osiem i obnosić wkoło domu proporzec na kiju, proporzec z inicjałami pierwszej miłości i czuć w środku

niezrozumiały

zadziwiający

przerażający

ogień.

MIROSŁAWA: I to wieczne mitologizowanie dzieciństwa. Nieznośny kinderyzm!

GRAŻYNA: Nie pamiętasz jak było nudno?

BOŻENA: Jak się z ciebie śmiali?

ALINA: I jak uciekałeś za garaże, żeby sobie popłakać i obmyśliwać plan zemsty na świecie?

WŁADYSŁAWA: A ten kamień pod drzewem akacji? To miał być twój samochód? Twój wehikuł, którym uciekniesz do lepszego świata?

Dziewczyny śmieją się serdecznie.

MAŁGORZATA: Głuptasie. Tego nie ma.

BOHATER: A to drzewo w polu? Pochyła sosenka?

MAŁGORZATA: Sosenki, jarzębinki i klonika też nie ma. Nowe drzewa rosną.

(pozostałe Dziewczyny chórem)

Nowe światy!

BOHATER: Ale mnie tam było dobrze, tam mogłem patrzeć przez okno i aż po horyzont nie widzieć niczego, tylko tę pochyłą sosenkę, i mogłem sobie wyobrażać daleką podróż.

MAŁGORZATA: Wyobraź sobie, że niczego już nie musisz sobie wyobrażać.

CHÓR DZIEWCZYN: Bo ktoś już za ciebie wszystko wyobraził.

BOHATER: Ale ja tak nie chcę.

MAŁGORZATA: Spełnimy każde twoje życzenie, ale to muszą być życzenia spełniające określone…

CHÓR DZIEWCZYN: Standardy naszej społeczności.

GŁOS

Ruszaj się

oddychaj

nie poddawaj się

podaj swoje położenie

podaj swoje położenie

podaj swoje położenie

BOHATER: Moje położenie? Wy znacie moje współrzędne, wiecie ile robię oddechów na minutę, na rok, mierzycie mi tętno i temperaturę, przesuwacie palcami po mapie mojego ciała, moje ciało należy do was, analizujecie moje wydzieliny i moją krew, oddaję wam moją krew, bierzcie pijcie jedzcie.

Wchodzi Drugi, który jest ironicznym Doppelgängerem Bohatera.

DRUGI: Dajcie mu spokój. On teraz cierpi.

BOHATER: A pan to kto?

DRUGI: Mówmy sobie na „ty”. Bo ja to ty. Der Doppelgänger. Przepisywacz na czysto. Powiedzmy, że jestem bardziej tobą niż ty sam, bo zawsze chciałeś być taki jak ja.

BOHATER: To znaczy jaki?

DRUGI: Właściwie taki sam jak ty, tylko doprecyzowany. Ukierunkowany.

BOHATER: Boli mnie głowa, muszę wyczyścić buty, zęby i życiorys.

GŁOS

Jeszcze trochę!

Ruszaj się jeszcze przez minutę

jesteś już tak blisko celu!

BOHATER: Celu?

GŁOS

Walcz dalej!

Twoje pierścienie wyglądają doskonale

jak na tę porę dnia

BOHATER: Chcą, żebym się ruszał i walczył.

DRUGI: Dla twojego dobra. Chcą, żebyś był zdrowy i żył długo. Doceń to.

BOHATER: Kiedyś chciałem być geografem, podróżnikiem, ale tak naprawdę nie lubię podróżować.

DRUGI: A co lubisz?

BOHATER: Spać, leżeć, patrzeć przez okno.

DRUGI: A kobiety?

BOHATER: Uwielbiam. Na odległość.

DRUGI: Dzieci?

BOHATER: Chcę, żeby wszystkie dzieci były szczęśliwe, żeby mogły się beztrosko bawić i śmiać.

DRUGI: Nierówności społeczne? Polityka klimatyczna? Migracje? Rozwój technologii? Opieka zdrowotna? Równouprawnienie płci? Kościół?

BOHATER: Nie wiem.

DRUGI: Więc nie masz zdania.

BOHATER: Wolałbym zachować dla siebie.

DRUGI: Trzeba dać świadectwo, stanąć na stanowisko. Dziś stać nas na to, że każdy może mieć poglądy.

BOHATER: O ile sobie przypominam, miałem jakieś poglądy, ale opadły ze mnie jak liście.

DRUGI: Na szczęście mamy całe zestawy poglądów, pełne magazyny poglądów, w pakietach i promocji. Oferujemy też poglądy w abonamencie z dostawą 24 godziny na dobę.

BOHATER (coś zauważa): Twoje usta, język. Czy on nie jest czarny?

DRUGI: To nic, to tylko kolor czcionki. Można zmienić. W ustawieniach wszystko można zmienić. Ciebie też można zmienić. Zaktualizować.

BOHATER: Mam czterdzieści siedem lat.

DRUGI: Wielki Książę Eurabii Pin-Pu-Tin w wieku lat dziewięćdziesięciu ośmiu powił sześcioraczki, poród przebiegł bez komplikacji.

BOHATER: Ale ja nie mam czasu, jestem zajęty umieraniem.

DRUGI: Z tym też sobie poradziliśmy. Osobnika w stanie agonalnym utrzymujemy przy życiu, pobieramy z niego organy, wspomnienia i sny. Każde ludzkie życie jest bezcenne, dlatego należy je wyzyskać do cna.

GŁOS

Podejdź do okna

podejdź do okna

Chcemy być pewni że twoja izolacja

przebiega prawidłowo

BOHATER (przy oknie): Chciałbym, żebyście mnie zostawili. Żebyście o mnie zapomnieli i sobie poszli do swoich światów i zaświatów.

DRUGI: To niemożliwe. Dziś są twoje urodziny. Wszystko już prawie gotowe. A ty? Czy jesteś gotów?

BOHATER: Dzień się chyli

a ja jeszcze muszę tyle zrobić załatwić zrealizować

dopełnić dokończyć

Na ulicy świeci lampa

przejechał samochód

ludzie krzątają się w mieszkaniach

Dzień się chyli

już nie zdążę

nie zdążę

Wchodzi Ksiądz Janusz. Z gitarą i ze śpiewem.

KSIĄDZ JANUSZ: Oto jest dzień

oto jest dzień

który dał nam Pan

który dał nam Pan

Weselmy się

weselmy się

i radujmy się w nim

i radujmy się w nim

Pokój temu domowi i jego mieszkańcom. Jesteś przygotowany?

BOHATER: Nie wiem. To zależy.

KSIĄDZ JANUSZ: Najpierw zobaczymy twój zeszyt do religii.

BOHATER: Zeszyt, proszę księdza… Chyba go zgubiłem.

KSIĄDZ JANUSZ: Zgubiłeś? Nie wolno lekce sobie ważyć takich spraw.

BOHATER: Wiem, ale proszę księdza, Wicek mnie popchnął jak wracaliśmy z rorat i poleciałem na barierkę i zeszyt mi wypadł z kieszeni do rzeki.

KSIĄDZ JANUSZ: Taaa… wiele zgryzot sprawiasz swym rodzicom i nauczycielom. A najwięcej Panu Bogu.

BOHATER: Ja nie chciałem, proszę księdza, ja…

KSIĄDZ JANUSZ: Dobrze już, dobrze. Sprawdzimy teraz twoją wiedzę teologiczną. Nie denerwuj się. Zastanów się dobrze nad każdym pytaniem. Wymień mi proszę Główne Prawdy Wiary.

BOHATER: No więc… Główne Prawdy Wiary to…

KSIĄDZ JANUSZ: Spokojnie chłopcze. Mamy czas. No…

BOHATER: Kiedy wszystko mi się pomieszało, proszę księdza.

KSIĄDZ JANUSZ: Główne Prawdy Wiary powinieneś wymienić obudzony w środku nocy. No, chłopcze. Nie każ mi czekać. Jest… jeden…

BOHATER: Jest jeden…

KSIĄDZ JANUSZ: Bóg, na miłość Boską!

BOHATER: Właśnie.

KSIĄDZ JANUSZ: Druga.

BOHATER: Na pewno też coś o Bogu.

KSIĄDZ JANUSZ: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Rozumiesz to?

BOHATER: Ale ja chyba straciłem wiarę, proszę księdza.

KSIĄDZ JANUSZ: To duchowe lenistwo, a nie utrata wiary. Nad swoją wiarą trzeba nieustannie pracować, trzeba jej doglądać jak drzewka, podlewać wodą Ewangelii, plewić z chwastów grzechu, a resztę uczyni słońce, czyli Łaska Boża.

BOHATER: Na mojej ulicy wycięli wszystkie drzewa. W ich miejsce posadzili nowe. Małe wiotkie drzewka. Drzewko pod moim oknem na wiosnę wypuściło listki. Piękne, jasnozielone. Patrzyłem na nie codziennie. Jednego dnia przechodzili chłopcy. Głośno krzyczeli, przeklinali, jakby byli na coś źli. Może na świat albo na samych siebie. Kiedy mijali moje drzewko, jeden z nich podszedł do drzewka i kopnął je z całej siły. Złamało się. Chłopiec chciał oderwać gałąź z zielonymi listkami, ale ona broniła się. Chłopiec ze złością klnął i kopał drzewko tak długo, aż rozdeptał je na miazgę. Tamci zawołali go, splunął na ziemię i odszedł. Stałem w oknie i patrzyłem, a potem położyłem się spać. Nie mam już mojego drzewka.

KSIĄDZ JANUSZ: Wy młodzi… Myślicie, że wszystko wam się należy, a świat będzie wam posłuszny jak glina. Ale świat to zimna lita skała. Trzeba walczyć, pracować, walczyć, żeby wykuć w nim swoje miejsce, z którego i tak zostaniemy wypędzeni. Martwię się o ciebie, chłopcze. Twoja wiedza jest mizerna, a duch słaby. Zadam ci pytanie ostatniej szansy. Wymień Uczynki Miłosierdzia Co Do Duszy.

GŁOS

Trwa aktualizacja systemu

trwa aktualizacja systemu

musisz poddać się aktualizacji

jeśli chcesz przetrwać

BOHATER: Grzesznych upominać

Nieumiejętnych pouczać

Wątpiącym dobrze radzić

Strapionych pocieszać

Krzywdy cierpliwie znosić

Urazy chętnie darować

Modlić się za żywych i umarłych

KSIĄDZ JANUSZ: Brawo chłopcze. Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz. Jeszcze będą z ciebie ludzie.

BOHATER: Przypomniałem też sobie Ostateczne Rzeczy Człowieka.

KSIĄDZ JANUSZ: No, słucham, słucham.

BOHATER: Śmierć

Sąd Boży

Niebo albo piekło

KSIĄDZ JANUSZ: Dobrze, bardzo dobrze, z wyróżnieniem. Ziarno obumrzeć musi, aby dać plon stokrotny. Dopuszczam cię do bierzmowania. A jakie święte imię chcesz przyjąć?

BOHATER: Najchętniej przyjąłbym imiona wszystkich świętych.

KSIĄDZ JANUSZ: Musisz wybrać jednego. On będzie twoim świętym patronem w niebie. Zastanów się nad tym chłopcze. No, z Panem Bogiem. Oto jest dzień, który dał nam Pan…

BOHATER: Niech ksiądz jeszcze zostanie. Niech ksiądz nie odchodzi.

KSIĄDZ JANUSZ: No, co tam znowu?

BOHATER: Muszę księdzu o czym powiedzieć. Kiedy miałem dwanaście lat, rodzice wysłali mnie na obóz letni. Tam najadłem się wilczych jagód i mocno się rozchorowałem. Pamiętam, że leżałem sam w dużej sali, a za oknem chłopcy grali w piłkę. Chciało mi się płakać. Wtedy przyszedł do mnie starszy chłopak i powiedział, że przyniósł mi wody. Usiadł przy mnie i coś do mnie mówił, ale w gorączce nie rozumiałem dobrze. Zasnąłem, a kiedy się obudziłem, jego już nie było. Potem, gdy już wyszedłem z choroby, wśród innych chłopców znalazłem jego twarz. Ale nie miałem odwagi podejść do niego i podziękować za to, że wtedy przyszedł do mnie. Stałem z boku i patrzyłem, a on nawet nie zwracał na mnie uwagi. Pomyślałem, że to wszystko mogło być snem albo przywidzeniem. Nie. Przecież wyraźnie pamiętałem jego twarz pochyloną nade mną. Pamiętałem chłodną wodę na moich spieczonych wargach. Wodę, która przywróciła mnie do żywych. Proszę księdza, co to znaczy dostąpić łaski?

KSIĄDZ JANUSZ: Dostąpić łaski można tylko przez łączność z Bogiem. Życie z Bogiem. Myślenie z Bogiem. Jednak nasz Pan Bóg ukochał nas tak bardzo, że dał nam wolną wolę, a więc możliwość wyboru.

BOHATER: Nie sądzę, że mam wybór. Czuję się jak kula, która przez jakiś czas toczyła się po przypadkowym torze, aż w końcu zamarła… jakbym zasnął w drodze.

KSIĄDZ JANUSZ: Nie trać czasu na rozmyślania o sobie. Żyj dla innych nawet jeśli wyda ci się to jałowe. Skup się na rzeczach małych, one dają spokój serca. Módl się, a jeśli nie potrafisz, klep modlitwy i nawet czysto mechanicznie bierz udział w rytuale. On jest mądrzejszy niż życie.

BOHATER: Zawsze podziwiałem księdza krzepę. Raz dał mi ksiądz w skórę, bo trafiłem śnieżną kulką w okno salki katechetycznej. Miał ksiądz takie duże, czerwone, silne dłonie.

KSIĄDZ JANUSZ: A jednak nauczyłem się kilku chwytów na gitarze. Wydawało mi się, że w ten sposób lepiej trafię do młodych. I trafiałem, ale zamiast rozbudzać w nich miłość do Boga, rozbudzałem ludzkie namiętności. Stojąc z gitarą przed ołtarzem widziałem wpatrzone we mnie twarze dziewcząt i pomimo że czułem wstręt do siebie, polubiłem to. To była duża parafia, dużo trudnych spraw, dużo pracy. Wieczorami ze zmęczenia padałem na twarz, ale ból głowy nie pozwalał zasnąć. Pomagałem sobie winem, z czasem też wódką. Jedna z tych dziewcząt, które zawsze przychodziły na moje msze, napisała do mnie list, że mnie kocha, że niczego ode mnie nie chce, tylko żebym pozwolił jej być przy mnie. To była nastolatka z rozbitej rodziny. Takich rodzin było w parafii wiele. Nie wiedziałem, co robić, ale uznałem że muszę z tą dziewczyną porozmawiać. Któregoś dnia powiedziałem żeby po mszy została w zakrystii. Powiedziałem żeby postarała się przekuć uczucie do mnie w miłość do Boga. Odparła że dla niej Bóg ma moją twarz i że jeśli ją odrzucę, to ona coś sobie zrobi. Musiałem to przerwać. Zagroziłem, że pokażę ten list jej matce, chociaż wcale tego nie chciałem. Wybiegła z kościoła. Wkrótce cała parafia mówiła tylko o jednym. Że uwiodłem tę dziewczynę. Sprawa dotarła do biskupa. Nikomu nie pokazałem tego listu. Spaliłem go. Byłem winny. Uwiodłem tę dziewczynę moją pychą. Zostałem wysłany na roczne rekolekcje, a potem trafiłem do małej wiejskiej parafii. Miałem do wyboru: albo zapić się na śmierć, albo wziąć się w garść. I oto jestem.

BOHATER: Po co ksiądz mi o tym mówi?

KSIĄDZ JANUSZ: Po to, żebyś wiedział że nigdy nie jest za późno.

Ksiądz Janusz wychodzi bez pożegnania. Słychać jeszcze jego gitarę i „Oto jest dzień”.

Nagle rozlega się chóralny śpiew „Sto lat”. Bohater przy stole, tym samym co na początku, tylko rozłożonym, w towarzystwie wszystkich postaci. Dziewczyny podają do stołu. Wszyscy zachowują się tak, jakby nie zauważali Bohatera.

DZIADEK: Pamiętam jak się bał, kiedy mnie ujrzał na śmiertelnym łożu.

BOHATER: Kauczukowa piłeczka wpadła do twojego pokoju, dziadku. Poturlała się pod łóżko. Wsunąłem tam rękę i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Cień. On był twarzą mojej własnej śmierci.

BABCIA: I ciasto wyjadał z miski brudnym paluchem. Tym samym paluchem zakazanych miejsc dotykał.

PANI: Taki mały, a taki świntuch. W dekolt mi zaglądał.

ŻONA: W czasie nocy poślubnej z inną mnie pomylił.

WUJEK: Zesikał mi się na kolanach.

CHŁOPIEC: A ze mnie to się śmiał, że śmierdzę, a to bieda tak śmierdziała.

MATKA: Pewnie znowu coś sobie roi w tej głowie.

DZIEWCZYNKA: Proszę pana, niech pan mi da truciznę, ja już nie chcę żyć.

OJCIEC: Proszę o ciszę! Chciałbym wznieść toast za tego urwipołcia łapserdaka łachudrę łajdaka pętaka latawca lekkoducha wariata bezecnika gnojka świszczypałę łachmytę łajzę miernotę drania hulakę obiboka wałkonia świniopasa żula i ochlapusa. Nigdy wam tego nie mówiłem, nigdy nie mówiłem tego nawet sobie, ale tak naprawdę zawsze budził we mnie obrzydzenie. Rozczarowanie, zniechęcenie, ale najbardziej właśnie obrzydzenie. A wiecie dlaczego? Bo nigdy nie udało mu się mnie przeskoczyć, pokonać, bo zawsze był słaby i ślepy jak szczenię, pisklę, kret. Nadawał się tylko do tego, żeby go rozgnieść butem. Moje obrzydzenie do niego jest przyznaniem się do klęski, a moja klęska jedynie wzmaga moje obrzydzenie.

DRUGI: Nie wykazywał dobrej woli, ale też i złej woli. Nie wykazywał żadnej woli. Bezwolny. Wstydziłem się za niego. Musiałem pracować za niego, błyszczeć za niego, a on tylko gapił się w lustro, w okno, w okno, w lustro. Niech mu ziemia lekką będzie. Jedzcie, pijcie.

Dziewczyny uwijają się przy gościach, Bohater osuwa się pod stół.

BOHATER: Tęskniłem za tym. Tak. Właśnie za tym tęskniłem. Słyszeć ich gwar, dotykać ich łydek, stóp, palców, widzieć jak się ruszają ich stopy i palce, jak się o siebie ocierają, jak na sobie poprawiają ubrania żywymi dłońmi. Mieć ich tu wszystkich znowu na wyciągnięcie ręki. Zostańcie tu. Dzień się chyli, ale jeszcze wcześnie. Nie odchodźcie. Nigdy już nie odchodźcie.

Dziś są moje urodziny.

Dziś są moje urodziny.

Dziś są moje urodziny.

GŁOS

Brawo

Aktualizacja przebiegła pomyślnie

Izolacja skończona

Udało ci się zamknąć

wszystkie pierścienie

KONIEC