Magdalena Mikrut-Majeranek / MARATON NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ

Czarna komedia Petera Schaffera, reżyseria Andrzej Nejman, Teatr Miejski w Gliwicach.

Awaria prądu może sporo namieszać, utrudniając egzystencję. Dla jednych to senny koszmar, a dla innych drobna niedogodność. Jaki może mieć wpływ na życie młodego artysty przekonała się gliwicka publiczność 16 grudnia.

Teatr Miejski w Gliwicach po raz kolejny sięgnął po sztukę brytyjskiego dramatopisarza Petera Shaffera. Po refleksyjnym i pełnym intryg Amadeuszu (z 2021 roku) przyszedł czas na coś bardziej pikantnego, czyli Czarną komedię, jednoaktówkę napisaną w 1965 roku, która de facto była pierwszą sztuką teatralną w dorobku Shaffera. Polska prapremiera miała miejsce 55 lat temu, w 1968 roku w Starym Teatrze w Krakowie w reżyserii jego dyrektora – Zygmunta Hübnera. Dziś to jedna z bardziej popularnych fars, która bawi publiczność na całym świecie. Jak z wyzwaniem poradzili sobie gliwiccy aktorzy?

Spektakl, będący klasyczną komedią pomyłek, przygotował Andrzej Nejman, aktor teatralny i filmowy, reżyser i tłumacz, który w gliwickim teatrze w 2022 roku wyreżyserował Wszystko w rodzinie brytyjskiego mistrza farsy Raya Conney’a. Po odejściu ze stanowiska dyrektora warszawskiego Kwadratu po raz kolejny podjął współpracę z gliwickim zespołem. Uderzając w farsową nutę, stworzył spektakl, który bawi i śmieszy.

Przepis na zrujnowanie marzeń? Awaria prądu! Jak chwilowy brak elektryczności może dotkliwie pokrzyżować szyki i utrudnić życie przekonał się Brindsley, główny bohater sztuki Shaffera, który w pogrążonym w ciemności mieszkaniu oczekiwał szacownego gościa – jaskółki mogącej zwiastować zmianę w jego zawodowym życiu. Obecnie wizja blackoutu, czyli całkowitej przerwy w dostawie energii elektrycznej, to jeden z sennych koszmarów pokolenia „always on”, zwanego też generacją C (connected). W spektaklu wspomniana awaria stanowiła preludium do serii niefortunnych, acz komicznych, zdarzeń, jakich doświadczył główny bohater. Gliwicka Czarna komedia jest dosłownie „czarna”, choć nie o rodzaj humoru tu chodzi, a o iście egipskie ciemności panujące początkowo na scenie. Koncept spektaklu oparty jest bowiem na odwróconej logice związanej z wykorzystaniem światła. W scenie otwierającej spektakl bohaterowie snują się, raz po raz coś przestawiając. Z uwagi na panujący mrok widzowie jedynie słyszą ich rozmowy, ale nie mogą śledzić scenicznej akcji. Zachowanie bohaterów przypomina modus operandi złodziei i tak jest w istocie, bowiem Brindsley i Carol przenoszą cenne meble z mieszkania sąsiada do lokum wspomnianego rzeźbiarza. Jednak po włączeniu światła w świecie bohaterów zapada ciemność, a poruszanie się po omacku prowadzi do serii zabawnych pomyłek. Na uwagę zasługuje zatem reżyseria świateł i konsekwencja, z jaką wspomniany wyżej koncept jest realizowany. Gdy jeden z bohaterów rozświetlał otoczenie wokół siebie latarką bądź zapalniczką, to światło dobiegające ze skierowanych na niego reflektorów przygasało. Kiedy przemieszczał się po scenie, towarzyszył mu spowijający go mrok.

Akcja Czarnej komedii rozgrywa się w mieszkaniu młodego, ubogiego, acz dobrze zapowiadającego się artysty-rzeźbiarza Brindsleya (Mariusz Galilejczyk). Jego mieszkanie urządzone jest eklektycznie, a zwracającym uwagę atraktorem są nietuzinkowe instalacje przestrzenne. To właśnie te dzieła ma podziwiać znawca i kolekcjoner sztuki Bamberger (Kornel Sadowski), na którego w napięciu czeka nie tylko sam zainteresowany, ale też jego narzeczona Carol (Klaudia Cygoń-Majchrowska) oraz jej ojciec (Lech Mackiewicz). Kiedy w mieszkaniu zjawiają się kolejni nieproszeni goście, akcja przyspiesza, a intryga ulega zapętleniu.

Scenografia jest imponująca, stanowi wabik przyciągający zainteresowanie widzów. To zresztą jeden z wyróżników gliwickiego teatru, który zawsze bardzo mocno dba o sferę wizualną, tworząc rozbudowane scenografie składające się m.in. z piętrowych konstrukcji imitujących pomieszczenia. Tak jest i w tym przypadku. Scenograf Wojciech Stefaniak zmaterializował na scenie przepełnioną artyzmem wizję mieszkania. Eklektycznie połączył klasykę ze współczesnością, w tym m.in. biało-czarne płytki, jakie możemy spotkać w przedwojennych kamienicach z obdartymi ścianami, które przysłonięto współczesnymi grafikami, szezlong w stylu empire ze zdezelowanym bujanym fotelem. Gdzieniegdzie umieszczono przypadkowe rzeźby, czy raczej instalacje mające ukazywać artystyczny kunszt Brindsley’a, a w centrum pomieszczenia znajdują się tradycyjnie stół i dywan. Mieszkanie symbolicznie oddaje status społeczny lokatora, który chcąc zaimponować nie tylko słynnemu kolekcjonerowi, ale i ojcu swojej narzeczonej – surowemu pułkownikowi – decyduje się na wypożyczenie mebli z mieszkania swojego kolegi – ekscentrycznego Harolda (Cezary Jabłoński). Sprawa komplikuje się jednak, kiedy sąsiad wraca wcześniej z podróży, nieświadom tego, że wyposażenie jego mieszkania zostało przemieszczone, a wnętrze ogołocone z zabytkowych sprzętów. Tak rozpoczyna się maraton gagów i pokaz żonglerki słownej, a bohaterowie zostają wciągnięci w wir zabawnych zbiegów okoliczności i nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Wspomniany status poszczególnych bohaterów wyznaczają też kostiumy Małgorzaty Nejman.

Gliwicki zespół aktorski jak zwykle gra znakomicie. Oglądając najnowszą premierę spod szyldu Teatru Miejskiego czujemy lekkość, z jaką artyści poruszają się w farsowej galopadzie. Główną rolę powierzono Mariuszowi Galilejczykowi, który jako Brindsley jest bezbłędny. Z lekko szalonym wzrokiem, tłustymi włosami i okularami na nosie przypomina stereotypowego nerda. Kluczy, kombinuje, oszukuje, posuwa się nawet do kradzieży (choć chwilowej). Na scenie niezmiennie króluje Aleksandra Maj – tym razem jako Panna Furnival – stroniąca od alkoholu pruderyjna sąsiadka w wyniku zbiegu okoliczności sięga po szklaneczkę mocniejszego trunku, a ulegając alkoholowej pokusie, przechodzi metamorfozę w kobietę-wampa i osiedlową diwę. Świetny jest też Lech Mackiewicz jako surowy, powściągliwy, może lekko znerwicowany, wredny i podejrzliwy pułkownik oraz kochający ojciec Carol vel. pierożka Klaudii Cygoń-Majchrowskiej, która z kolei kreuje rolę niezbyt roztropnej, zbyt sztywnej, ale zakochanej po uszy dzierlatki, mającej aspirację do bycia żoną artysty przez duże „A”, czy też raczej Michałową Aniołową. Dla miłości jest w stanie poświęcić wiele, a jako „partner in crime” bierze udział w procederze „przemeblowania” mieszkania narzeczonego. Pola wspomnianym aktorom nie ustępuje Cezary Jabłoński, który jako Harold buduje postać nieco neurotycznego, obdarzonego wieloma specyficznymi przyzwyczajeniami bogacza (brawa za znakomity kostium!). Pikanterii dodaje zachowanie kochanki rzeźbiarza, granej przez Aleksandrę Wojtysiak. Kiedy poziom absurdu wzrasta, na scenie pojawia się ubrany cały na czarno, mówiący po niemiecku Schuppanzigh (Maciej Piasny). Błędnie wzięty za kolekcjonera Bambergera, przysparza kolejnych komicznych sytuacji. W finale poznajemy jednak wyczekiwanego Bambergera, w którego wciela się Kornel Sadowski. Wbrew oczekiwaniom to jedna z postaci, której oszczędzono komicznego emploi, a szkoda. Elegancko ubrany w smoking, płaszcz i cylinder stanowi jedyny niezwariowany akcent szalonego mikrokosmosu Brindsleya.

Najnowsza premiera gliwickiej sceny to typowa farsa sytuacyjna, która wywołuje salwy śmiechu. Nie ma aspiracji do moralizowania czy pouczania, zapewnia za to sporą dawkę rozrywki. Potencjał komediowy drzemiący w tekście Shaffera został w pełni wykorzystany. To dobra propozycja na noworoczne wieczory spędzone w teatrze. Jej siłą jest nie tylko humor zapisany w dialogach, ale też gra aktorska. Zespół Teatru Miejskiego w Gliwicach po jeszcze raz pokazał, że jest w wysokiej formie. Śledząc kolejne spektakle, z przyjemnością ogląda się ewolucję i metamorfozy, jakie przechodzą tutejsi aktorzy podczas pracy nad kolejnymi rolami.

Czarna komedia. Autor: Peter Shaffer; tłumaczenie: Małgorzata Semil; reżyseria: Andrzej Nejman; scenografia: Wojciech Stefaniak; kostiumy: Małgorzata Nejman; muzyka: Marcin Partyka. Występują: Klaudia Cygoń-Majchrowska, Mariusz Galilejczyk, Cezary Jabłoński, Lech Mackiewicz, Aleksandra Maj, Maciej Piasny, Aleksandra Wojtysiak, Kornel Sadowski. Teatr Miejski w Gliwicach, premiera 16 grudnia 2023.