Jarosław Jakubowski / CIRCUS MUNDI (W STANIE KWARANTANNY) – odcinek III: „Odliczanie”

rys. Miriam H. Spalinski

Część trzecia
„Odliczanie”

OSOBY:
COCO
Rico
(para klaunów na wycugu)

Coco i Rico siedzą na ławeczce przed opustoszałym, tu i ówdzie nadszarpniętym przez czas i wiatr namiotem Cyrku „Mundi”. Oboje ubrani w pstrokate, podniszczone i w wielu miejscach zacerowane stroje klaunów. Gdzieś obok cyrkowa buda na sflaczałych kołach. Poza tym – pustka.

Coco rysuje patykiem kreski na piasku. Pięć pionowych, przekreśla je poziomą, potem znowu pięć pionowych etc.

COCO (mamrocze po każdym „pączku” kresek): Mane… mane… mane…

Rico w tym czasie ćwiczy stawanie na rękach. Ptak śpiewa, słońce świeci. Rico staje na nogach i siada obok rysującej wciąż Coco.

RICO: Co robisz, Coco?

COCO: Liczę.

RICO: Co liczysz?

COCO: Dziś – miejsca, które odwiedziliśmy.

RICO: Pamiętasz te wszystkie miejsca?

COCO: Co do jednego. Dużo jeszcze zostało do zliczenia. Wystarczy do obiadu.

RICO: Zamierzasz tak pół dnia siedzieć i liczyć? Chodźmy lepiej… gdzieś…

COCO: Tobie też radzę zająć czymś głowę.

RICO: O nie, moja głowa nie nadaje się do tego. Jest pusta jak makówka późną jesienią. Wymyśliłem coś lepszego.

COCO: Co takiego, Rico?

RICO: Nowy numer! Pokażemy go w następnym sezonie.

COCO: Nie będzie następnego sezonu. Nie będzie już żadnego sezonu. Rozumiesz?

RICO: Nazwałem to „Wielki powrót Coco i Rico z dalekiej podróży”. No więc ty i ja wracamy z dalekiej podróży. Ja dźwigam wielgachną walizę, a ty na przykład masz na ramieniu małpkę, no bo przypałętała się do ciebie… gdzieś… Wchodzimy do domu, to znaczy na arenę. Ja mówię: „nareszcie w domu!” i zaczynam rozpakowywać walizę. I wtedy okazuje się, że to wcale nie nasza waliza, że są w niej same dziwne rzeczy. No i z tymi rzeczami wiesz, robimy różne dziwne rzeczy. Oczywiście z udziałem naszej małpki. Co ty na to?

COCO: Skąd weźmiemy małpkę?

RICO: Małpka może być wymyślona. Ograsz to.

COCO: Niczego nie ogram, niczego nie zrobimy, nikt już tu nigdy nie przyjdzie i wbij to sobie do tej swojej pustej makówki!!!

(pauza)

RICO: Lepiej nie krzyczeć. Lepiej zachować siły.

COCO: Na co?

RICO: Na dalsze liczenie.

COCO: Och, Rico, przepraszam cię. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zgadnij co będzie na obiad.

RICO: Lubię nasze zgadywanki. Poczekaj. (myśli) Kawior, a do tego szampan!

COCO: Nie.

RICO: Ostrygi a la Rockefeller!

COCO: Nie.

RICO: Ostrygi na surowo!

COCO: Makaron.

RICO: Wszystko zepsułaś. Ale makaron też jest w porządku. O, bardzo lubię makaron. A pamiętasz jak…

COCO: Myślałam, że niczego nie pamiętasz.

RICO: To akurat pamiętam. Długa nitka makaronu, my na obu końcach, wciągamy ją powolutku, zbliżamy się do siebie centymetr po centymetrze, cal po calu, łokieć po łokciu.

COCO: Przestań.

RICO: Aż spotykają się nasze usta i…

COCO: I wtedy na scenę wjeżdża niedźwiedź na motocyklu.

RICO: Pamiętasz! Jak on miał na imię… Sasza, Misza…

COCO: Masza. To była bułgarska niedźwiedzica.

RICO: Jeździła na tym motorze w kółko aż się niedobrze robiło. Ale ona to uwielbiała.

COCO: Jej treser… jak on miał… Ruben… Petar… Stojan… Wszystko mi się przez ciebie miesza!

RICO: Nie szkodzi, on i tak zapił się na śmierć, a niedźwiedzica trafiła do zoo.

(pauza)

COCO: Chce mi się dzisiaj płakać, Rico.

RICO: To dobrze, Coco. Płacz jest zdrowy.

COCO: Tylko boję się, że jak zacznę, to już nie przestanę.

(pauza)

RICO: A ta małpka będzie nam ciągle robiła psikusy. Wiesz, bo to jest mała psotnica. Będzie nam podbierać jedzenie, związywać sznurowadła, chować się w szafie z bielizną, przebierać za królową. A my będziemy się na nią gniewać, ale tak bardziej na niby niż serio. A na koniec małpka padnie i będzie leżeć bez ruchu i my będziemy myśleć, że umarła i przygotujemy dla niej pudło po kapeluszu jako trumienkę, wiesz to z różową jedwabną wstążką.

COCO: I ułożymy małpkę w białej sukience do trumienki i będziemy cali we łzach i wtedy ta mała nieznośna psotnica zerwie się i skoczy mi na głowę! I będzie na niej skakać jak wariatka!

RICO: Tak! I to będzie wielki finał naszego numeru! Orkiestra zagra coś szybkiego, wesołego, ach jak oni potrafili zagrać, aż coś w człowieku grało!

COCO: No, aż coś takiego się z człowiekiem robiło, że nie wiem co!

RICO: Publika aż wstanie z miejsc, bo nie będzie mogła usiedzieć z radości!

COCO: Bis! Biiis!!!

RICO: Czujesz to, Coco? Czujesz…

COCO: Czuję, Rico.

RICO: Jeszcze wszystko przed nami. Zobaczysz. Odbijemy się.

COCO: Odbijemy.

(pauza)

COCO: Ten bułgarski treser… miał na imię Christo.

RICO: No tak, jak mogłem zapomnieć!

COCO: Kochał się we mnie. Pisał dla mnie wiersze. Ale po bułgarsku, więc niewiele rozumiałam. A kiedyś, w nocy, jak spałeś…

RICO: Nic nie mów, Coco.

COCO: To była chwila… słabości…

RICO: Christo zapił się na śmierć, a Masza zdechła w podrzędnym zoo.

COCO: Przecież my z tej naszej słabości robiliśmy najlepsze numery.

RICO: To nie była słabość, Coco.

COCO: Mimo wszystko wybrałam ciebie, Rico.

RICO: A ja mimo wszystko wybrałem ciebie, Coco.

COCO: Coco i Rico, niebezpiecznie śmieszny duet. Oglądacie na własną odpowiedzialność.

(pauza)

RICO: Te wszystkie miejsca… Nasze miejsca… Teraz to tylko kreski na piasku.

COCO: Miejsca, ludzie, twarze…

RICO: Zapomniałaś o zwierzętach.

COCO: Nie zapomniałam. I wcale nie kreski, tylko krzywa wykładnicza.

RICO: Co?

COCO: Wygląda jak zbocze góry. Najpierw wznosi się łagodnie, aż nagle robi się stromo, prawie pionowo.

RICO: I tak w nieskończoność?

COCO: Matematyka mówi, że tak.

RICO: Nigdy nie byłem dobry z matematyki.

COCO: Chyba że zmieni się jakiś parametr funkcji.

RICO: Boże, Coco, nie mów do mnie zaklęciami. I bez tego wiem, że wszyscy umrzemy.

COCO: Nie da się zmienić tylko jednego parametru. Czasu.

RICO: A pamiętasz jak…

COCO (kładąc palec na ustach): Mane…

Coco wraca do stawiania kresek na piasku. Rico wraca do ćwiczeń. Słońce świeci. Ptak śpiewa.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

Ilość odsłon archiwalnych: 35