73. Dzienniczek z wygnania
Postaci:
Barbara Dłuska (1968-2003)
7.09.2001
Dzisiaj było w naszym teatrze przywitanie nowego dyrektora. Dał piękne przemówienie, o sztuce, misji, o zespołowości, ale też o małym budżecie i konieczności cięć etatów. Czyli będą zwolnienia. Boję się.
14.09.2001
No niestety… Kiedy przyszłam do pracy, na biurku czekało na mnie wymówienie. Zwalniają mnie ze względów ekonomicznych. W oku zakręciła mi się łza. Wprawdzie to niecałe dziesięć lat pracy, ale w teatrze było mi naprawdę dobrze. Chciałam porozmawiać z dyrektorem, wyjaśnić, poprosić, ale nie miał czasu. Zaczął próby Wesela. Gra cały zespół. Ciężko mi dojść do siebie. Cały czas o tym myślę. Asia mnie pociesza. Mówi, że z moim doświadczeniem znajdę pracę w każdym teatrze lub domu kultury na Wybrzeżu. Musiałam powiedzieć o wszystkim mamie. Nic nie odpowiedziała.
13.10.2001
Smutne pożegnanie. Upiekłam z tej okazji tort, ale nikt nie przyszedł. Głupio mi było wracać do domu z tortem, bo co by mama powiedziała – że mnie nikt nie lubił. Wyrzuciłam go do śmieci. Kupiłam sama sobie kwiaty, że niby dostałam je od dyrekcji. W nocy nie mogłam spać, płakałam w poduszkę. A może rzeczywiście nikt mnie nie lubił? Przecież słyszałam – Basia to nawet kawę parzy wolno!
17.10.2001
Straszny dzień. Zarejestrowałam się w końcu w pośredniaku, ale ile mnie to kosztowało siły i nerwów! Przede wszystkim trzeba było długo stać w kolejce. Ilu ludzi nie ma pracy. I wszyscy tacy przegrani. Stałam ponad trzy godziny, ale nikt nie zażartował ze swojej sytuacji, nikt się do nikogo nie uśmiechał, wszyscy wzrok wbity w buty. Ale nic to. Jestem zarejestrowana jako bezrobotna! Będę dostawała przez rok kuroniówkę! Przez ten rok na pewno coś się wydarzy.
18.11.2001
Nic się nie dzieje, nigdzie nie ma pracy, przynajmniej w moim zawodzie. Nikt mnie nie chce. Nie mam pieniędzy. Kiedy dam mamie za mieszkanie i media, zostaje mi trzysta złotych. Dziesięć złotych na dzień. Uczę się żyć bez pieniędzy. Wychodzę z domu, spaceruję, chodzę od biblioteki do biblioteki. Czas się strasznie wlecze. U nas tam na górze strasznie wieje, jakby ktoś się powiesił. Aha, spotkałam panią Janeczkę z księgowości. Podobno dyrektor przyjął piętnaście osób na etat! Sześć zwolnił, a piętnaście przyjął. I po co było tak kłamać?!
2.01. 2002
Święta tragiczne, a Nowy Rok jeszcze gorszy. Jeszcze przed jego nastaniem miałam atak paniki, mama wezwała pogotowie. Przy okazji zrobili mi wyniki, kiepsko to wygląda. Muszę się lepiej odżywiać, ale jak? Mama tylko przez pół godziny była dla mnie dobra, podała mi zupę, a potem sobie wyszła do koleżanki.
15.09.2002
To już rok minął, jutro skończy się kuroniówka. Nie wiem, co ja będę robić. Mam dług u Asi, ponad tysiąc złotych. Nie wiem, z czego oddam. Nie pisałam, bo nic się dobrego nie działo, a o złym pisać nie chcę.
27.12.2002
Tegoroczne święta nie były takie złe, bo trochę zarobiłam. Asia załatwiła mi pracę w second handzie, dorywczo, tylko na grudzień, ale ruch był duży. Po oddaniu długu Asi mam dwa tysiące w portfelu.
14.01.2003
Mama mówi, żebym pojechała do Anglii, bo córka jej koleżanki siedzi tam od roku i wszystko mi załatwi. Muszę mieć tylko na bilet, potem praca już czeka. I to wcale nie na czarno. Kupiłam bilet.
1.02.2003
Lecę! Z Gdańska. Matka się ucieszyła, że jadę. Że tam mi będzie lepiej. Poryczałam się przy pożegnaniu. Nie wiedziałam, że ją tak bardzo kocham.
7.04.2003
Niby nie jest tak źle, pracuję, zarabiam, mam gdzie mieszać, może nawet warunki są lepsze niż w Polsce, ale tęsknię. Czuję się tu jak na wygnaniu. Przecież Polska powinna też być taka. Dlaczego nie ma dla nas pracy? A tu Polacy głupieją, wstyd mi za nich. Nie chcę o tym pisać.
18.04.2003
No i mam chłopaka. To Rafeek z Pakistanu, chybna dwa razy ode mnie młodszy, ale patrzy na mnie takim wzrokiem, jak nikt nigdy nie patrzył. Pracujemy razem, mieszamy sałatki dla Tesco. Rafeek przeprowadził się do mnie, do mojego pokoju, żeby było taniej, ale właścicielka od razu poniosła nam czynsz o 100 %, a to Polka, córka pani prokurator z marcowej emigracji.
15.08.2003
Jestem w ciąży. Myślałam, że to menopauza, ale nie – ciąża. Rafeek jak się o tym dowiedział, od razu dał nogę. Po prostu wyparował. Powiedziałam o ciąży gospodyni, żeby mi obniżyła czynsz, a ona mi na to, że mam się wyprowadzić, bo w tym domu nie mogą mieszkać dzieci. Z pracy też mnie zwolnili. Dowiedziałam się, że mogę urodzić, że będę dostawała zasiłek, lokum też się znajdzie. Nie chcę już o nic żebrać, nie mam siły. Mamie nic nie powiedziałam i nie powiem. Już wiem, co zrobię.
Kurtyna opada.
74. Reklama nowotworów
Postaci:
Dominka – dziennikarka
Lilka – jej menadżerka
Prezes Fundacji (off)
Dominika, popularna dziennikarko-celebrytka, chcąca za wszelką cenę udawać osobę młodszą, wypoczywa w fotelu po kolejnych zabiegach medycyny estetycznej. Na twarzy ma świeżo założone opatrunki. Trzy razy od niej młodsza Lilka siedzi obok i czyta zadania na bieżący miesiąc.
– Siódmego czerwca dyskusja w panelu Co dał nam 4 czerwca? Ósmego rozmowa z Power Couple z Radomia.
– A kto to jest?
– Para panseksualistów uprawiających seks z kim popadnie.
– Ok, a z jakiej to okazji?
– Z okazji Miesiąca Dumy.
– Co dalej?
– Dziewiątego będzie Wieczór Wyborczy.
– Renegocjowałaś stawkę, jak prosiłam?
– Tak, zapłacą więcej niż w wieczorze po wyborach samorządowych.
– Ile?
– Tyle samo, tylko w Euro.
– Może być.
– Dziewiątego, dziesiątego i jedenastego komentarze powyborcze. Dwunastego, trzynastego wykłady w Collegium Lumanum. I to w zasadzie wszystko na ten tydzień.
– Przydałaby się jakaś reklama, mogłabym wysłać córcię na wakacje.
Lilka waha się.
– Są pewne propozycje, ale kiedyś prosiła pani, żeby o nich nie mówić.
– Corega Tabs? Pampersy dla dorosłych?
– Nie, ale odezwała się fundacja organizująca badania profilaktyczne przeciwko nowotworom.
– Jakim?
– Mogłaby pani sobie wybrać: piersi, jajników, jelita grubego lub nerek.
– Ile płacą?
– Nie wiem. Jest pani zainteresowana? Mogę zaraz do nich zadzwonić.
– Dzwoń!
Lilka wybiera numer i czeka na połączenie. Kiedy następuje, włącza tryb głośnomówiący.
– Dzień dobry. Tu Liliana Pokas, asystentka pani Dominiki Dworek. Dzwonię w sprawie nowotworów. Pani Dominika jest nimi zainteresowana.
– Bardzo mi miło. Dzień dobry. Prezes Darek Kluska. Jakiego raka pani Dominika chce reklamować?
Lilka spogląda na Dominikę, ta pokazuje na swoje podniesione piersi.
– Raka piersi.
– Bardzo dobrze. Wprawdzie na raka piersi miałem już zapisaną pewną piosenkarkę, ale wolę panią Dominikę, bo jej marka stoi znacznie wyżej.
– No właśnie. A jeśli chodzi o wynagrodzenie, to jakiej sumy możemy oczekiwać?
– Milion dwieście.
– Euro?
– Nie, płacimy w złotówkach. Mamy na badania grant rządowy, a nie europejski.
– Rozumiem.
Lilka spogląda na Dominikę. Ta pokazuje dłońmi 3×5.
– A milion pięćset?
– Przepraszam, tyle dać nie mogę, bo nic nie zostanie mi na badania.
– A to milion dwieście to z VAT-em czy bez?
– Z VAT-em oczywiście!
Lilka spogląda na Dominikę, ta potakuje.
– Dobrze, jesteśmy zainteresowane. Jakie są warunki? Pani Dominka nie chciałaby stracić piersi, bo dopiero co je sobie powiększyła.
– Nie, nie. Co to to nie. Żadnych strat być nie może! My pokazujemy, że badania ratują piersi, a nie zabijają. Zabija rak.
– A co pani Dominika musiałaby zrobić?
– Popłakać przed kamerą, że była na badaniach i zostały wykryte u niej małe guzki, które da się łatwo usunąć. Potem położy się do szpitala i nagramy, jak już leży cała i zdrowa.
Dominka wtrąca się i krzyczy.
– Ale skończymy ten cyrk przed wakacjami?
– Jak najbardziej, pani Dominiko. Musimy rozliczyć grant przed końcem czerwca.
– To trzeba wykryć tego raka jak najszybciej.
– Dobrze by było.
– Hurra! Dzięki nowotworom moja córcia i wnusie będą miały cudowne wakacje!
Kurtyna opada.
75. Ten teatr jest lepszy, ten teatr mieć wolę!
Postaci:
Dyrektor
Sekretarka
Koordynator Pracy Artystycznej
Sekretarka i Koordynator plotkują sobie w gabinecie dyrektora.
– Nie, nikt z widzów się nie skarżył, ale oni teraz nie wiedzą, czy aktorzy grają tak pod wpływem, czy tak ma być w sztuce.
– No właśnie.
Wchodzi Dyrektor. Sekretarka i Koordynator stają przed nim na baczność.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry.
– Co słychać, panie Jacku.
– Niedobrze. Jabłkowski znowu zaćpał i zabrali go na odwyk. Trzeba zrobić zastępstwo.
– To niech zagra za niego Gruszka.
– Gruszka ma w tych dniach serial.
– Jak to? To oni już aktorów nie mają w tej Warszawie?
– Najwyraźniej.
– Dobrze, to ja zagram Kordiana. Coś jeszcze?
Odpowiada Sekretarka.
– Panie dyrektorze, do pana też dzwonili ze stolicy.
– W jakiej sprawie?
– Pytają, czy weźmie pan udział w konkursie na dyrektora Teatru Dramatycznego, jako przedstawiciel Związku Dyrektorów Teatralnych.
– A dlaczego jako przedstawiciel? Ja chcę wziąć udział jako kandydat!
– Ale jak to, przecież dopiero wygrał pan konkurs na nasz teatr…
– I co z tego? Przecież ten teatr to buda z budżetem na pięć milionów. Wolę być dyrektorem w Dramatycznym. Wiecie jaki on ma budżet?
– No ile?
– Sam nie wiem, ale na pewno duży. A poza tym to stolica, będę zapraszał na premiery samego Rafała, a nie jakieś tam patałachów z trzeciej nogi.
– To co mam odpowiedzieć?
– Przedstawiciel – nie, kandydat – tak. I poproszę kawę oraz egzemplarz Kordiana. Muszę sobie przypomnieć tekst.
Sekretarka i Koordynator pospiesznie wychodzą z gabinetu.
Kurtyna opada.