Jarosław Jakubowski / CIRCUS MUNDI (W STANIE KWARANTANNY) – odcinek II: „Pozytywni”

rys. Miriam H. Spalinski

ODCINEK DRUGI

OSOBY:

COCO

RICO

(para klaunów na wycugu)

Pozytywni

Coco i Rico siedzą na ławeczce przed opustoszałym, tu i ówdzie nadszarpniętym przez czas i wiatr namiotem Cyrku „Mundi”. Oboje ubrani w pstrokate, podniszczone i w wielu miejscach zacerowane stroje klaunów. Gdzieś obok cyrkowa buda na sflaczałych kołach. Poza tym – pustka.

COCO: Chcesz jabłko, Rico?

RICO: Skąd masz jabłko, Coco?

COCO: Znalazłam.

RICO: To niebezpieczne.

COCO: Zobacz, piękne rumiane jabłuszko. (wyciąga z przepastnej kieszeni piękne, rumiane jabłuszko)

RICO: Ślinka cieknie.

COCO: Dam ci pół.

RICO: Nie, dziękuję.

COCO: Nie bój się, umyłam. Nic nam nie będzie.

RICO: Nie o to chodzi. Ja już swoje dzisiaj zjadłem.

COCO: Skąd miałeś?

RICO: Znalazłem.

COCO: I nie powiedziałeś?

RICO: Nie chciałem cię narażać.

COCO: I tak jestem narażona. I obrażona.

RICO: Przepraszam, Coco.

COCO: Kłamiesz.

RICO: Nie gniewaj się, proszę.

COCO: Nie zjadłeś żadnego jabłka, po prostu sam nie chcesz ryzykować.

RICO: Nic się przed tobą nie da ukryć.

COCO: Wolisz, żebym sama ryzykowała.

RICO: Przecież powiedziałaś, że jest bezpieczne.

COCO: Nikt tego nie może wiedzieć.

RICO: Więc je wyrzuć.

COCO: Szkoda jabłka.

RICO: Po prostu je zjedzmy.

COCO: Masz rację.

Jedzą ze smakiem. Najpierw Coco, a po niej Rico.

RICO: Wspaniałe jabłuszeczko.

COCO: Tak naprawdę to wcale go nie znalazłam.

RICO: Spotkałaś starca i on ci je dał.

COCO: Skąd wiesz? Zresztą, nie mów.

RICO: Starzec w łachmanach, na dłoniach wełniane, dziurawe rękawiczki bez palców.

COCO: Palce zgrubiałe, prawie czarne.

RICO: Dał ci jabłko, a ty je wzięłaś. Umyłaś, a potem je zjedliśmy.

COCO: Nie umyłam. Przetarłam tylko.

RICO: A jeśli ten starzec…

COCO: A jeśli my…?

RICO: Źle się czujesz?

COCO: Nie, a ty?

RICO: Też nie.

COCO: Temperatura?

RICO: W normie.

COCO: To może przyjść później.

RICO: Nie trzeba było brać tego jabłka.

COCO: Nie mogłam się oprzeć.

RICO: Musimy czekać.

COCO: Przecież nie robimy nic innego.

RICO: O, robimy całą masę innych rzeczy. (pauza) Nie powinnaś sama chodzić na przechadzki.

COCO: Nie chciałam cię budzić. A ptaki tak głośno śpiewały.

RICO: Jeśli się rozniesie, że mieliśmy kontakt… z nim… oni tu przyjdą… po nas.

COCO: Na ulicy było pusto.

RICO: Ulice mają oczy. Wszędzie są oczy. (pokazuje kawałek gazety) Stanowczo domagamy się… ujawniać miejsca pobytu osób z wynikiem pozytywnym i osób które miały z nimi kontakt… Mamy prawo wiedzieć… dla własnego bezpieczeństwa…

Coco wybucha śmiechem, który zamiera…

COCO: Oni stanowczo się domagają.

i wybucha na nowo, i tak kilka razy. W końcu śmiech zamiera na dobre.

RICO: Prędzej czy później tu przyjdą.

COCO: Zawsze ktoś przychodzi. A potem sobie idzie.

RICO: Powinniśmy gdzieś to przeczekać.

COCO: A nasz namiot?

RICO: Nikt go nam nie zabierze. Wiesz co zrobią kiedy nas znajdą?

COCO: Co, Rico?

RICO: Odizolują.

COCO: To znaczy?

RICO: Jedno od drugiego, ciebie ode mnie i odwrotnie.

COCO: To się nie może stać.

RICO: Dlatego musimy się ukryć.

COCO: Ale gdzie? Sam mówiłeś, że… oczy…

RICO: Masz rację. Nie ma gdzie się ukryć.

Siedzą dłuższą chwilę w milczeniu.

COCO: Jest pewien sposób.

Rico wyczekująco patrzy na Coco. Coco wyczekująco patrzy na Rico.

RICO: Czekasz aż się domyślę? Nie tym razem.

COCO: To bardzo proste. Przeciwieństwo izolacji. No?

Coco wyczekująco patrzy na Rico.

RICO: Czekaj… (myśli) Nie mów! (myśli) Mam! Nieizolacja!

COCO: Ciepło. Ale nie gorąco. Połączenie!

RICO: Co to to nie! Za stary jestem… chociaż może jeszcze…

COCO: Co to to nie! Chociaż kiedyś… pamiętasz jak…

RICO: Oczywiście, że pamiętam. Ale do czego ty właściwie zmierzasz? Słońce wysoko, a oni w każdej chwili mogą…

COCO: Dlatego musimy się schronić w sobie. Ty we mnie, a ja w tobie, Rico!

RICO: To jabłko ci zaszkodziło.

COCO: Przeciwnie. Musisz przypomnieć sobie wszystko, co jest związane ze mną.

RICO: Wszystko? Przecież to niemożliwe.

COCO: A nasz niezrównany numer? Też wydawał się nam niemożliwy, a jednak wykonaliśmy go.

RICO: I to jeszcze jak!

COCO: To teraz zacznij sobie przypominać. Skup się. A ja zrobię to samo.

RICO: Dobrze, Coco.

Zapadają się w sobie. To znaczy każde w sobie, ale tak naprawdę w tym drugim. Trwa to długo. Słońce zniża się.

RICO: Nie mogę.

COCO: Nie przejmuj się, ja też. Ale musimy próbować dalej. A jak w końcu po nas przyjdą, będziemy ocaleni.

Znowu zapadają się w sobie.

RICO: Coco…

COCO: Co znowu, Rico?

RICO: Chciałem tylko usłyszeć twój głos. Bałem się, że nie pamiętam, jak brzmi.

Znowu długa chwila milczenia. Słońce powoli, powoli dotyka wierzchołków najwyższych drzew.

COCO: Lustro.

RICO: Gdzie?

COCO: Nie pamiętasz? Publika wyła ze śmiechu.

RICO: Starcy, dzieci, wszyscy byli nasi.

Coco wstaje z ławeczki, kłania się nieistniejącej publiczności.

COCO: Szanowni państwo! Zapewne każde z was od czasu do czasu staje przed lustrem. A co się stanie, jeśli lustro stanie przed wami? Chcecie się przekonać? Oto Coco i Rico, najśmieszniejszy duet świata! Oglądacie na własną odpowiedzialność!

Coco staje przed wyobrażonym lustrem, a po drugiej stronie staje jej lustrzane odbicie, Rico. Wykonują stary jak świat numer polegający na tym, że Rico naśladuje wszystkie gesty Coco, a Coco podejrzewając, że lustro nie jest prawdziwe, próbuje przechytrzyć Rico. Słońce powoli, jak złoty balon, schodzi za linię horyzontu.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Ilość odsłon archiwalnych: 45